Raczej gdybym miał opowiadać zabawne historie z mojego szalonego życia. To by zabrakło czasu. Opowiem jedną. Mieliśmy wtedy lat 17 i wracaliśmy wtedy od naszego dobrego kumpla/przyjaciela Tomka. Sebek trochę się żle czuł i chciał żebyśmy poszli odrobinę się przejść. Nagle za nami kołyszą się powoli dwa światła.
- Stlaaaz miejska? - zapytał się , zerkając do tyłu
- Oby nie bo jak nas zgarną to Ci tak nakopie do dupyna komisariacie, że już Matka nie będzie musiała !powtarzać. - Warknąłem
Nagle kierowca chyba się zczaił, że wiemy o jego obecności Wyprzedził nas. Zawrócił na rondzie i zawyły niebieskie światła.
- No zajebiście. - skomentowałem, poprawiając ramię nad którym się opierał Sebek.
Podjechał do nas. Zatrzymał się i otworzył okno.
- Dobry wieczór Państwu. Komisariat Straży Gminnej Pruszcz Gdański.
- Dobry wieczór - odpowiedziałem
Potem sebek się odezwał:
- Dobry... - wymramrotał, schylił głowę - ...bleeczór.
Zrzygał mi się na buty. Policjant lekko skonfundowany, w końcu ogarnął co się stało i zapytał nas.
- Widzę, że Państwo wracacie z imprezy?
- Tak, tak ja tylko kolegę odprowadzam - uśmiechając się szyderczo, udając że nic się KURWA nie stało.
- Dobrze, to proszę kolegę odprowadzić i samemu wracać do domu.
Odjechali. Gdyby nie to że ja kontaktowałem i pewnie te zarzygane buty(które odkupił), które by pobrudziło by im tapicerkę czy co oni tam mają. Spotkałbym się z moim zezłoszczonym rodzicielem (tym bardziej, że jakoś miesiąc wcześniej jechał na komisariat po moją młodszą siostrę) na komisariacie w Pruszczu Gdańskim, a najlepszym przypadku bym posmakował chwilowo życia więziennego.
-