#opowiadanie

Rozdział 1



Incydent w knajpie



Jacek siedział wraz z Pawłem i Grześkiem w miejscowej knajpie, popijając piwo i rozmawiając na mało znaczące tematy. Z racji wspólnego wyjazdu nad morze do Kołobrzegu wszyscy byli w doskonałych nastrojach. Przebywali tu dopiero drugi dzień, a już świetnie się bawili.
Wszyscy byli równolatkami, licząc sobie po dwadzieścia sześć wiosen. Poznali się podczas nauki w liceum i niemal od razu się zakumplowali. Ich przyjaźń była na tyle silna, że nie zamierzali jej zrywać tylko dlatego, iż po skończeniu liceum każdy poszedł w swoją stronę.
Gdy skończyli studia i zaczęli zarabiać (być może nie były to kokosy, ale od czasu do czasu starczało na małe przyjemności), postanowili wspólnie wyjechać do Kołobrzegu nad morze, by nieco odciąć się od codziennej rutyny.
Wszyscy śmiali się, rozmawiając przy tym głośno. W knajpie (z powodu wielu klientów) panował istny gwar, toteż musieli niemal krzyczeć, by usłyszeć siebie nawzajem.
– Cholernie mi się tu podoba, chłopaki – rzucił z entuzjazmem Paweł, popijając piwo z kufla.
– Mnie również – odparł Grzesiek – Nie sądziłem, że będziemy tak dobrze się bawić.
Z racji wakacyjnego wyjazdu, chłopaki opalali się na plaży, pływali w morzu, spoglądali na piękne kobiety, chodzili na dyskoteki etc.
Po prostu korzystali z życia ile tylko mogli.
Kiedy tak między sobą rozmawiali, w pewnej chwili znajdujący się w kieszeni telefon Jacka zaczął dzwonić. Chłopak z pewnością nie usłyszałby go, gdyby nie fakt, iż urządzenie donośnie wibrowało.
– Sorry, ale, ktoś do mnie dzwoni – powiedział, wyciągając telefon z kieszeni spodni.
Spojrzał na wyświetlacz i zauważył, że dzwoni jego matka. Jacek nie rozumiał, czego od niego chciała. Był przecież na urlopie i mógł chyba chwilę odetchnąć. Postanowił jednak odebrać, gdyż doskonale wiedział, że jeśli tego nie zrobi, Małgorzata zasypie go nie tylko lawiną połączeń ale także sms-ów.
Była bowiem przesadnie nadopiekuńcza.
– No co tam, mamo? – przywitał się dość niechętnie, unosząc głos, by przekrzyczeć gwar panujący w knajpie.
– Jacuś? – usłyszał w słuchawce delikatny ton matki – Jak się bawisz, kochanie?
Jacek wręcz nienawidził, kiedy matka mówiła do niego kochanie i cieszył się, że jego koledzy tego nie słyszą. Już wielokrotnie mówili mu, by postawił się matce i zaczął żyć własnym życiem. Jacek pewnie dawno by to zrobił, gdyby nie fakt, iż Małgorzata w ogóle mu na to nie pozwalała. Nawet wówczas, gdy zamieszkał sam.
– Dobrze, nie martw się – odburknął złośliwie.
– Nie dzieje się nic złego? Nikt ci nie robi krzywdy?
Paweł siedzący po przeciwnej stronie stołu, klepnął Grześka w ramię, po czym ruchem głowy zasygnalizował Jackowi, że idą zamówić kolejne piwo. Tak naprawdę był to jedynie pretekst. Nie chcieli przeszkadzać koledze w rozmowie z matką Po chwili obaj wstali i udali się w stronę baru.
– A co ma się dziać? – zapytał Jacek, kiedy już jego koledzy się oddalili.
Małgorzata westchnęła.
– No wiesz. Zawsze może cię ktoś napaść, okraść, możesz się zgubić...
– Mamo, daj spokój – uciął Jacek – Wiesz, że nie jestem tu sam. Gdyby coś się działo, kumple mi pomogą.
– No nie wiem, czy na pewno by tak postąpili – rzekła Małgorzata z obawą w głosie.
Jacek już miał odpowiedzieć, lecz urwał, gdyż drzwi do knajpy otworzyły sę i do środka weszły trzy kobiety. Chłopak zauważył, że wszystkie powoli idą w stronę jego stolika. Jacek szybko zlustrował je wzrokiem i uświadomił sobie, że wyglądały na pełnoletnie i były piękne. Ta po lewej była szczupła, niskiego wzrostu i miała krótkie czarne włosy. I choć Jacek nie lubił kobiet o takiej fryzurze, musiał przyznać, iż ta prezentowała się świetnie. Miała na sobie zieloną koszulkę i krótką spódniczkę oraz buty na obcasie. Ta pośrodku zaś była najwyższa z całej trójki. Miała długie kręcone blond włosy, delikatne rysy twarzy, szczupłą figurę oraz całkiem duży biust. Ubrana była w krótkie czarne spodenki zapinane z przodu na guziki oraz białe adidasy. Ta po prawej z kolei miała średniej długości ciemne włosy i nosiła okulary. Ubrana była w przewiewną kolorową sukienkę oraz białe półbuty.
Dwie z owych kobiet minęły Jacka i udały się w stronę baru, by zapewne zamówić piwo, lecz jedna z nich (ta pośrodku) zatrzymała się, intensywnie mu się przypatrując. Jacek jednak to zignorował i jak gdyby nigdy nic, kontynuował rozmowę z matką.

*

– Tak, mamo. Przed pójściem na plażę wstąpiliśmy do restauracji i zjadłem porządny obiad.
– Co konkretnie? – dopytywała Małgorzata, nie mając zamiaru odpuścić.
Jacek westchnął, czując narastające zmęczenie tą rozmową.
– Na pierwsze danie zupę ogórkową, a na drugie kotlet schabowy z ziemniakami i surówką.
– Dobrze. A co teraz porabiasz? Słyszę w tle jakiś hałas.
– Siedzę w knajpie z kolegami, mamo. Wzięła nas ochota na piwo.
W głosie Małgorzaty nagle dało się słyszeć dezaprobatę.
– Tylko nie pijcie za dużo. Nie chciałabym, żebyś...
– Dobrze, mamo. Nie będę pił zbyt dużo. Tylko parę piw.
– Obiecujesz?
– Tak, obiecuję. Wiesz, że nigdy cię nie okłamuję.
Jacek nie był w stanie dosłyszeć już słów matki, gdyż poczuł, że ktoś wyrywa mu telefon z ręki. Gdy jego mózg w końcu to zarejestrował, Jacek zauważył jedną z owych trzech kobiet, które niedawno weszły do knajpy. Blondynka (bo tak nazywał ją w myślach) trzymała w ręku jego telefon, coś w nim majstrując. Jacek nie do końca wiedział, co się dzieje. Czemu obca dziewczyna zabrała mu jego własność?
Już miał się odezwać, gdy nieznajoma uśmiechnęła się do niego ironicznie i spytała:
– Sorry, a czy twoja mamusia nie zapomniała ci jeszcze zmienić pieluszki?
Usłyszawszy owo zdanie z ust obcej dziewczyny, Jacek poczuł, że się czerwieni. Faktem było bowiem, iż czasem zachowywał się dość infantylnie — lubił oglądać bajki, słuchać piosenek dla dzieci, spać z misiem w nocy i ogólnie rzecz biorąc miał w sobie mało męskich cech. Wszystkiemu winna była jego matka, która (nawet dziś) bez przerwy go niańczyła, przez co Jacek nie był w stanie wykazać się jako mężczyzna. Nigdy jednak nie ciągnęło go do pieluch i nie rozumiał, jak dorośli ludzie (oczywiście poza osobami, które były do tego zmuszone ze względów zdrowotnych) mogli ich używać.
– Niech mi pani odda telefon – powiedział łagodnym tonem, choć wszystko się w nim gotowało.
Nieznajoma prychnęła pogardliwie, chowając telefon Jacka do kieszeni spodenek.
– No proszę jaki grzeczniutki – rzuciła z ironią i dodała: – Synalek mamusi.
Jacek poczuł się wyraźnie urażony owym stwierdzeniem. Spojrzał przed siebie w nadziei, że jego przyjaciele zaraz przybędą mu na ratunek. Oni jednak wciąż stali przy barze. Wyglądało na to, że nadal czekali na swoją kolej.
– Niech mi pani odda telefon – powtórzył niemalże rozkazującym tonem, czując jak serce wali mu w piersi od nadmiaru adrenaliny.
Dziewczyna wpatrywała się w niego wyraźnie rozbawiona. Po chwili odwróciła się na pięcie i rzuciła przez ramię:
– Oddam ci jak mnie złapiesz, maminsynku.
Chwilę potem wybiegła pospiesznie z knajpy. Jacek zaś doznał szoku, nie będąc w stanie podjąć żadnego działania. Nie mógł jednak pozwolić na to, by obca kobieta ukradła mu telefon. Zmobilizował więc w sobie wszystkie siły. Podniósł się z krzesła, przewracając je na podłogę, a następnie wybiegł z knajpy i pognał za nią.

*

Jacek biegł ile sił w nogach, próbując dorwać dziewczynę, która ukradła mu telefon. Z racji tego, iż nigdy nie trenował biegów długodystansowych, miał kiepską kondycję — tak fatalną, że już po przebiegnięciu dwustu metrów dostał lekkiej zadyszki.
Zamierzał nawet poprosić przechodniów o pomoc, lecz ludzie zachowywali się tak, jakby nic nie widzieli — jakby owa sytuacja w ogóle nie miała miejsca.
Chwilę po skręceniu w prawo (dwieście pięćdziesiąt metrów w linii prostej od knajpy), Jacek zauważył parking. Z początku obawiał się, że kobieta za moment wsiądzie do samochodu i odjedzie z jego telefonem w kieszeni.
Tak się jednak nie stało.
Dziewczyna zatrzymała się obok czarnego Bmw, lecz ku zdziwieniu Jacka nie wsiadła do samochodu, a jedynie oparła się o niego, krzyżując ręce na piersi.
Czyli jednak to były tylko żarty, pomyślał, czując wyraźną ulgę.
Jacek zatrzymał się dziesięć metrów od nieznajomej, łapiąc głębokie hausty powietrza. Ten krótki bieg omal go nie wykończył.
– I co, łyso ci? – rzuciła, robiąc triumfalną minę – Jesteś aż takim fajtłapą, że nawet dziewczyny nie potrafisz dogonić.
Jacek zignorował tę obelgę. Jeszcze przez moment łapał powietrze, po czym powtórzył wcześniej już mówioną kwestię:
– Niech mi pani odda telefon i zostawi mnie w spokoju.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Zamiast tego podeszła do Jacka, spojrzała mu głęboko w oczy, położyła dłonie na ramionach, odwróciła o sto osiemdziesiąt stopni, a następnie z całej siły pchnęła na samochód. Jacek zachwiał się i gdyby nie fakt, że dość boleśnie uderzył plecami o karoserię samochodu, z pewnością upadłby.
Nieznajoma raz jeszcze podeszła nieco bliżej, ponownie spojrzała Jackowi w oczy, a potem niespodziewanie chwyciła za krocze. Mężczyzna kompletnie się tego nie spodziewał.
– No proszę – rzekła wyraźnie zawiedziona, gdy jego członek nie zwiększył się ani o centymetr – Maminsynkowi nawet nie potrafi stanąć na widok kobiety.
Jacek już otworzył usta, by coś powiedzieć, gdy nagle kobieta wepchnęła mu język do buzi tak głęboko, że chłopak omal nie zaczął się dławić. Po chwili (intensywnie penetrując językiem jego jamę ustną) chwyciła jego obie dłonie i położyła na swoich piersiach. Zaraz potem raz jeszcze dotknęła jego członka, chcąc sprawdzić, czy jej zachowanie wywołało w Jacku jakąkolwiek reakcję.
Niestety nie. Jego przyrodzenie było małe, tak jak wcześniej.
Dziewczyna raptownie zaprzestała swoich erotycznych czynności. Przyglądała się chwilę zdezorientowanemu Jackowi, po czym zamachnęła się i otwartą dłonią uderzyła go w twarz. Cios był tak silny, że głowa Jacka odskoczyła do tyłu. Mężczyzna złapał się za obolały policzek, wpatrując się ze zdziwieniem w nieznaną mu kobietę. W jego oczach szkliły się łzy.
– Co? Maminsynek będzie płakał? – niemal krzyknęła. Złapała oddech i wykrzyknęła: – Wiesz co? Jesteś największym mięczakiem, jakiego w życiu widziałam! Zwykłym maminsynkiem! Małą dzidzią!
Jacek raptownie zdał sobie sprawę, że znalazł się w potrzasku i kompletnie nie wiedział jak wybrnąć z tej sytuacji. Już miał zacząć wzywać pomocy, gdy nagle zauważył idących w jego stronę przyjaciół. Obydwu towarzyszyły dziewczyny, które Jacek widział wcześniej w knajpie.
Nieznajoma zorientowawszy się, co się dzieje, natychmiast wyjęła telefon, a następnie wsunęła go Jackowi do kieszeni spodni.
– Co się tu wyprawia? – zapytał Paweł nieco zdezorientowany, kiedy już wszyscy dobiegli do samochodu.
– Zapytaj o to swojego kumpla – odparła kobieta, a następnie zwróciła się do swoich koleżanek: – Justyna, Malwina, spadamy stąd.
Dziewczyna o imieniu Malwina zaprotestowała:
– Ale przecież...
– Nic tu po nas – ucięła nieznajoma – Nie będziemy się zadawały z mięczakami.
Obie dziewczyny usłuchały swojej koleżanki, która zdążyła już otworzyć drzwi Bmw, usadowić się na fotelu kierowcy i odpalić silnik. Wsiadły do samochodu, zamykając drzwi z trzaskiem. Po chwili pojazd wyjechał z parkingu, zostawiając na środku trzech zdezorientowanych mężczyzn.

Oto pierwszy rozdział mojego opowiadania. Dajcie znać, czy się podoba, a już wkrótce pojawi się kolejny :)