"Wycieczka w góry" cz. 2
Wyraźnie naburmuszony Maluszek usiadł na głazie leżącym obok szlaku. Wszyscy przystanęli.
— Ja już nie chcę dalej iść, miało być nie tak strasznie daleko!
— Ojej, ktoś tu chyba jest zmęczony. I nóżki bolą?
Maluszek pokiwał tylko głową. Rzeczywiście stopy bolały go jakby miały zaraz odpaść.
— Planujecie wracać tym samym szlakiem?
— Tak, to najbezpieczniejsza droga od szczytu — odpowiedziała Julia, córeczka Damiana.
— To dobrze, w takim razie my zostaniemy tutaj i trochę odpoczniemy. Poczekamy, aż wrócicie — Mamusia usiadła na kamieniu obok Maluszka, jednak ten od razu usiadł na jej kolana - to było jego ulubione miejsce na świecie. Pozostali wycieczkowicze poszli dalej szlakiem. Maluszek zrzucił sportowe buty i skarpetki, podczas gdy Mamusia przelała do jego ulubionej buteleczki ciepłą cytrynową herbatkę z termosu.
— A ciasteczka? — dopytał, robiąc szczenięce oczka.
— No jak piknik, to piknik - westchnęła Mama, uśmiechając się i wyciągnęła z torby paczkę biszkopcików. Maluszek zaczął wesoło machać nogami.

Gdy czwórka przyjaciół wracała, było już późne popołudnie, zniknęły wszystkie biszkopty i cała herbata, a nie tak nieśmiały jak na początku Maluszek chwalił się nowym koleżankom tym, ile widział motyli i jak wyglądała sarenka, która na chwilę wychyliła się z lasu na pobliskim szczycie. Wieczór całą szóstka postanowiła spędzić na tarasie, przy chipsach, piwie, soczku i rozmowach. Mamusia nie przepadała za smakiem piwa, więc wybrała ulubioną czarną herbatę, a dla Malucha przygotowała w butelce naturalny sok owocowy. Maleństwa ich przyjaciół, akurat będące w swoich little space, też postawiły na soki w buteleczkach, jednak panowie wzięli zimne piwo z lodówki kupione dzień wcześniej. Drugi z tatusiów, ten mniej przyjemny z wyglądu - Artur, próbował do piwa namówić Malucha, jednak Mama powiedziała, że to nie dla niego. Jednak gdy tylko ona i Damian poszli do kuchni po zapas herbaty, soku i przekąsek, a dziewczynki poszły na huśtawki za dom, Artur spróbował ponownie.
— Może jednak? — zapytał, otwierając drugą, ociekającą kroplami z zimna butelkę piwa. — Twoja MD poszła po herbatę, wypijesz zanim wróci i się nie dowie. No dalej, zdrówko — powiedział Artur, stukając swoją butelką w tą postawioną przed Maluszkiem. On spojrzał niezdecydowanie na butelkę. Po kilku sekundach pokręcił głową na nie.
— Wiedziałem, że stchórzysz. To tylko małe piwko, nie połknie cię.

Maluszek poczuł, że jego ego, zostało właśnie spoliczkowane. On? Stchórzył przed piwem? Niedoczekanie tego... Tego... Artura! Króliczek podniósł butelkę i niemal natychmiast ją wyzerował.

Już miał odłożyć butelkę na stół, gdy na taras wyszła Mamusia.
— Co tu się dzieje?
— Ja... Ja...
— Wyluzuj, tylko strzeliliśmy sobie piwko — odpowiedział Artur, bagatelizując niezadowoloną minę Mamusi.
— Tyle że ja nie zgodziłam się na żadne piwko — odpowiedziała stanowczo, siadając obok malucha. Westchnęła i uspokoiła się. — Przecież wiesz, że Twoje ciałko nie radzi sobie dobrze z alkoholem, nawet jeśli to jedno piwko — dodała ciszej, zwracając się do Promyczka. — Chyba pójdziemy już do pokoju, dobranoc.

I rzeczywiście organizm Malucha był nieprzystosowany do alkoholu. Większość nocy bolał go brzuch i dopiero nad ranem byl w stanie zasnąć, znużony dolegliwościami.


#opowiadanie #littleboy #mamadom