#opowiadanie

Rozdział 5


Maminsynek



Po powrocie do domu, Martyna wpadła w melancholijny nastrój. I o ile igraszki w samochodzie nieco ją pokrzepiły, to jednak jej dobry nastrój szybko się ulotnił. Zupełnie nie wiedziała, jak wyrwać się z pułapki,w którą wpadła.
Jak miałaby wytłumaczyć wszystko Alicji?
Co do Michała — to właśnie on najbardziej się tym wszystkim przejmował. Z początku wyjazd do zoo oczywiście bardzo mu się podobał, ale szybko przeistoczył się w istny dramat. W końcu doszło do tego. że ten cały układ między nim, a Martyną coraz mniej mu się podobał. I choć w pierwszej chwili świetnie się bawił, teraz targały nim spore wątpliwości.
Nie miał pojęcia, dokąd ich to wszystko zaprowadzi.

*

Michał i Martyna siedzieli w pokoju na kanapie, nie odzywając się do siebie ani słowem. Martyna wcześniej przebrała Michała, gdyż w związku ze stresującą sytuacją w zoo mężczyzna zmoczył pieluszkę. Zapomniała jednak o Body i gdyby nie to, iż jej podopieczny miał na sobie koszulkę, pieluszkę i pantofle, byłby niemal półnagi.
Aby nieco się uspokoić, Michał musiał przytulić dużego misia, którego przyniósł z sypialni. W końcu mając już dość panującej między nimi ciszy, postanowił ją przerwać:
– Możesz mi wreszcie powiedzieć, co tu jest grane? – zaczął, jeszcze mocniej tuląc do siebie misia – Kim byli ci ludzie, którzy na nas wpadli?
Martyna westchnęła, wyraźnie niezadowolona. Wcześniej sądziła, że skoro w samochodzie przeprosiła podopiecznego, wszystko rozejdzie się po kościach.
– Długo będziesz drążył ten temat?
– Do znudzenia. Twoja koleżanka mi groziła, więc chyba mam prawo wiedzieć, co się dzieje.
Martyna zaczęła nerwowo wiercić się na kanapie, po czym oznajmiła:
– Dobrze. Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to powiem ci.
Michał ucieszył się, słysząc to. Widząc jednak brak reakcji ze strony opiekunki, ponaglił ją:
– No to mów. Im szybciej mi wszystko wyjaśnisz, tym lepiej.
Martyna westchnęła po raz kolejny.
– Chodzi o to...że ja... – zaczęła, jąkając się –...że ja i Ala...jesteśmy parą...
Tak niespodziewana wiadomość poraziła Michała jak grom z jasnego nieba. Nigdy by nie przypuszczał, że tak piękna kobieta jak Martyna mogłaby być odmiennej orientacji.
– Jesteś lesbijką? – rzucił bez namysłu.
Martyna poczuła jak zalewa ją fala gniewu. Przeszyła podopiecznego zabójczym wzrokiem i szybkim ruchem chwyciła go a gardło.
– Nigdy więcej tak nie mów, rozumiesz!?
Michał zaczął się krztusić, próbując złapać powietrze, a miś, którego tulił, wyleciał mu z rąk i upadł na podłogę.
– Dobrze...przestań...
Martyna puściła jego gardło i Michał chwycił się za nie oburącz.
– Nie jestem lesbijką – ciągnęła obrażonym tonem – Mężczyźni podobają mi się w równym stopniu, co kobiety.
Michał skinął głową.
– Rozumiem. Ale co do facetów, to mogłabyś mieć każdego. Masz wprost niespotykaną urodę.
Martyna uśmiechnęła się pod nosem, lekko się rumieniąc.
– Możliwe, ale...
– No tak, wszystko jasne! – przerwał jej Michał, pstryknąwszy palcami – Ta cała Ala wie o twoich preferencjach seksualnych i pomyślała, że zdradzasz ją ze mną, prawda?
Martyna pokiwała głową.
– Ale numer – przyznał mężczyzna z uśmiechem. Chwilę później przyszła mu do głowy pewna myśl, więc zapytał: – A tamten mężczyzna, który jej towarzyszył? Kto to był?
– To jej brat, Przemek.
W pokoju ponownie zapanowała cisza. Michał nie mógł uwierzyć, że wplątał się w coś takiego. Nie dość, że jego opiekunka była niestabilna emocjonalnie, to jeszcze odczuwała pociąg seksualny do obojga płci.
Było to wręcz nieprawdopodobne.
W pomieszczeniu rozbrzmiał nagle dzwonek telefonu. Martyna wyjęła urządzenie z kieszeni spodenek, zerknęła na wyświetlacz i poczuła, jak na ułamek sekundy serce przestaje jej bić.
Dzwoniła Alicja.

*

Rozmawiając ze swoją partnerką, Martyna ustaliła, że pojedzie po nią za pół godziny i spotkają się u niej w domu. Alicja chciała bowiem dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.
W jednej chwili Michałowi cały ten układ przestał się podobać. Nie zamierzał dopuścić do tego, by oprócz Martyny ktoś jeszcze poznał jego tajemnicę. Zapragnął więc jak najszybciej wrócić do mieszkania, które wynajmował w kamienicy, gdyż to właśnie tam czuł się w pełni komfortowo i bezpiecznie.
– Czy nie możecie spotkać się na mieście? – zasugerował.
Martyna pokręciła głową.
– W żadnym wypadku. Spotkamy się się tutaj we czworo i wszystko sobie wyjaśnimy.
Michał niespodziewanie oblał się zimnym potem. Czy to oznaczało, że Przemek również miał być przy tym obecny? Jeżeli tak, to nie wróżyło to nic dobrego. Od samego początku był do niego wrogo nastawiony i mogło się to źle skończyć.
– Jak to we czworo? A czy w ogóle zapytałaś mnie o zdanie?
Martyna zrobiła złowrogą minę. W jej głosie dało się jednak słyszeć spokój i opanowanie.
– Oj, maleńki – zaczęła, głaszcząc go po głowie – Obawiam się, że to ja podejmuję tutaj decyzje, a ty jako maluszek masz niewiele do gadania.
Michał miał już wszystkiego dość. Delikatnie odsunął się od swojej opiekunki i oznajmił dobitnym tonem:
– Starczy tego dobrego. Wracam do domu.
Mimo, iż ton głosu Martyny wcześniej brzmiał łagodnie, teraz stał się bardziej ostrzejszy.
– To wykluczone – niemal krzyknęła.
Michał otworzył szeroko oczy z niedowierzania.
– Że co proszę? Jestem przecież wolnym człowiekiem i mogę robić, co zechcę.
Martyna uśmiechnęła się złośliwie.
– Będziesz wolny kochanie, kiedy ja o tym zdecyduję.
Michał poczuł jak ze złości nabiera coraz większego animuszu. I o ile wcześniej był całkowicie posłuszny swojej opiekunce, teraz nie zamierzał jej się poddawać.
– Oddaj mi moje klucze i telefon – zażądał – W przeciwnym razie rozegramy to inaczej.
Martyna energicznie podniosła się z kanapy, wręcz kipiąc od nadmiaru negatywnych emocji. W ślad a nią poszedł także Michał.
– Grozisz mi!? – krzyknęła, mierząc się wzrokiem ze swoim podopiecznym.
W jednej chwili jej spojrzenie przeszyło Michała na wskroś i poczuł, jak ulatuje z niego cały zapał. W tej kobiecie było coś hipnotyzującego i władczego zarazem.
– Nie...ja tylko...
– Ty gnoju! – warknęła, popychając go z taką siłą, że mężczyzna zatoczył się omal nie upadając – Przecież sam tego chciałeś! Nie pamiętasz!?
Owszem — poniekąd było to prawdą. Michał wiedział jednak, że w dużym stopniu Martyna wymogła to na nim.
– Nie do końca – bronił się, mówiąc drżącym głosem – Można powiedzieć, że sama mnie do tego zmusiłaś.
Usłyszawszy to, Martyna wpadła w szał. Mimowolnie zamachnęła się i uderzyła podopiecznego w twarz.
– Ty niewdzięczniku! – warknęła – Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam! Ty...
Michał nie miał pojęcia jak się zachować. Wiedział, że nie ucieknie z domu swojej opiekunki, ponieważ to ona miała klucze. Zaczął odruchowo rozglądać się dookoła i zauważył uchylone drzwi balkonowe. Wpadł więc na pomysł, że wybiegnie na balkon i zacznie wydzierać się wniebogłosy.
Być może wówczas ktoś usłyszy jego wołanie i mu pomoże.
Odwrócił się na pięcie, podbiegł do drzwi balkonowych, otworzył je na oścież i wbiegł do środka. Zbliżył się balustrady, wychylił się i już miał zacząć krzyczeć ile sił w płucach, kiedy usłyszał odgłos przekręcanej w drzwiach balkonowych klamki. Odwrócił się i ujrzał stojącą po drugiej stronie Martynę. Na jej twarzy malował się triumfalny i zarazem obłąkańczy uśmiech.
– To dla naszego wspólnego dobra, skarbie – oznajmiła – Wszyscy musimy sobie co nieco wyjaśnić.

*

Michał stał na balkonie, mając na sobie jedynie podkoszulkę, grubą pieluszkę i pantofle. Wiedział, że gdyby ktoś go teraz zobaczył, z pewnością mocno by się zdziwił.
Uświadomiwszy sobie to, wybuchnął głośnym szlochem.
W jednej chwili Michał zapragnął znaleźć się u boku swojej prawdziwej matki. Marzył, aby go przytuliła i wysłuchała. Strasznie żałował, że nie może się z nią skontaktować. Pocieszał się jednak myślą, iż kiedyś do tego dojdzie.
Martyna nie mogła wszak trzymać go u siebie w nieskończoność.
Gdy Michał nieco się uspokoił, raz jeszcze wychylił głowę przez balustradę balkonu. Ponownie pomyślał, aby wezwać pomoc, lecz nawet jeśli ktoś by zareagował, to co miałby mu powiedzieć? Dla osób postronnych wyglądał przecież niecodziennie i ktoś mógłby pomyśleć, że stroi sobie żarty.
Doszedł więc do wniosku, że jedynym wyjściem jest ucieczka.
Wychylając głowę przez balustradę, Michał ocenił, że znajduje się na pierwszym piętrze. Nie było to zbyt wysoko i doszedł do wniosku, że skok z balkonu mógłby się udać. Tym bardziej, że na glebie zamiast betonu była trawa, która mogłaby nieco zamortyzować upadek.
Co prawda istniało ryzyko, że złamie sobie nogę (lub nawet nie podejmie próby ucieczki z powodu paraliżującego strachu), ale wiedział, że jeśli chce stąd uciec, musi się przełamać.
W przeciwnym razie może być jeszcze gorzej.
Michał (z sercem w gardle) powoli przełożył nogi przez balustradę, chwycił się poręczy, a następnie po cichu odliczył do trzech i skoczył.

*

Niestety skok z pierwszego piętra nie zakończył się dokładnie tak, jak Michał to planował, gdyż wylądował tak niefortunnie, że skręcił nogę w kostce (cóż za paradoks biorąc pod uwagę fakt, że dzień wcześniej Martyna udawała tę samą przypadłość, by wkupić się w jego łaski), co spowalniało jego ruchy.
Idąc powoli przed siebie, Michał był w tak wielkim szoku, że nie zwracał uwagi na ludzi, którzy mu się przyglądali. Chciał jedynie znaleźć się obok swojej matki — opowiedzieć jej wszystko i zakończyć ten cały koszmar.
Kiedy w końcu znalazł się w domu Lucyny, kobieta omal nie zemdlała na jego widok. Zawsze uważała swojego syna za wysoce błyskotliwego i inteligentnego, toteż gdy zobaczyła jak wygląda, prawie odebrało jej mowę.
Michał opowiedział wszystko matce, zatajając jednakowoż przed nią swoje zamiłowanie do pieluszek. Z początku sądził, że Lucyna w to nie uwierzy (dowody bowiem mówiły same za siebie), aczkolwiek od zawsze stawała po stronie syna, więc i tym razem nie było z tym problemu.
Po wysłuchaniu owej opowieści, oboje udali się na komisariat.
Martyna bardzo szybko została ujęta przez funkcjonariuszy i po przedstawieniu swojej wersji wydarzeń (która diametralnie różniła się od tej przedstawionej przez Michała i jego matkę) oraz oddaniu wszystkich rzeczy, które sobie przywłaszczyła, przewieziona na badania do szpitala psychiatrycznego. Biegli bardzo szybko orzekli, iż kobieta posiada ograniczoną poczytalność i po złożeniu wniosku do Sądu, skierowano ją na przymusowe leczenie.
Kilka dni później, Michał udał się do restauracji, obok której poznał Martynę, by zapytać właściciela czy rzeczywiście tam pracuje. Szybko okazało się, że mężczyzna nie miał pojęcia o kobiecie imieniem Martyna.
Wówczas Michał uświadomił sobie, że była to jedna wielka bujda.
Co jeszcze ukrywała przed nim jego opiekunka? Tego nie wiedział. Michał podejrzewał jednak, iż było tego bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że Martyna niewiele mu o sobie mówiła.
Lucyna prosiła syna, by zamieszkał u niej przez jakiś czas. Po tym, co ostatnio się wydarzyło, strasznie się o niego martwiła. Michał twierdził jednak, że teraz potrzebuje ciszy i spokoju. W pierwszej kolejności zamierzał uporządkować swoje myśli i zapomnieć o wszystkim.
Miał również nadzieję, że już nigdy więcej nie spotka Martyny na swojej drodze.

Oto piąty (ostatni) rozdział mojego opowiadania. Dajcie znać, czy się podoba i do przeczytania w kolejnych tekstach :)