#opowiadanie
Rozdział 4
Niespodziewane spotkanie
Po niedawnym incydencie, Michał miał mały dylemat. Z jednej strony chciał zakończyć cały ten układ, a z drugiej miał ochotę brnąć w to dalej.
Podobało mu się, że jego opiekunka jest tak bardzo bezpośrednia.
Michał wiedział również, że każdy ma prawo do błędu. Co prawda nie był zadowolony z faktu, że Martyna go uderzyła oraz nie oddała mu jeszcze telefonu. Podejrzewał jednak, że zrobi to, gdy ich relacja dobiegnie końca.
Po przeanalizowaniu wszystkiego, Michał doszedł do wniosku, że nie będzie zaprzątał sobie głowy kilkoma wybrykami swojej opiekunki. Zamiast tego zamierzał ciągnąć to dalej, by dowiedzieć się, dokąd go to zaprowadzi.
*
Przez jakiś czas nie działo się nic niezwykłego. Martyna kolorowała przy stole obrazki z Michałem, słuchając przy tym smerfnych hitów, puszczonych na laptopie. Gdy kilka obrazków było już pokolorowanych, Martyna poprosiła Michała (choć po jej tonie, mężczyzna odniósł wrażenie, że był to bardziej rozkaz, a niżeli prośba), by zaniósł kolorowankę i kredki do sypialni i schował je do szuflady biurka.
W porze obiadu, Martyna zjadła talerz zupy pomidorowej, a Michała nakarmiła kaszką Gerber ze słoiczka. Podczas wykonywania tej czynności, podopieczny siedział jej na kolanach, oglądając na laptopie bajkę o zwierzętach. Był tak tym pochłonięty, że drobinki jedzenia wylatywały mu z buzi, brudząc ceratę, którą był przykryty stół.
– Jedz porządnie – zażądała Martyna surowym tonem.
Michał wiedział, że nie powinien tak się zachowywać, aczkolwiek bajka była na tyle ciekawa, że nie potrafił skupić się na niczym innym. Nawet pomimo faktu, że był dość głodny.
Martyna widząc, że jej prośba nie przynosi rezultatu, jednym zdecydowanym ruchem zamknęła klapę laptopa. Zdawszy sobie z tego sprawę, Michał zrobił markotną minę.
– Przepraszam maleńki, ale musiałam to zrobić – tłumaczyła Martyna – Będziesz głody, jeżeli nie zjesz obiadku.
– Ale ja chcę bajkę, mamusiu.
Martyna uśmiechnęła się czule, głaszcząc go po głowie.
– Jeśli zjesz cały słoiczek, obiecuję, że włączę ci ją z powrotem.
Michał pokiwał głową z aprobatą i Martyna na powrót zaczęła go karmić. Kiedy słoik był już prawie pusty, kobieta rzuciła nagle:
– Mam pomysł!
W jednej chwili, Michał poczuł się zaintrygowany.
– Jaki? – zapytał z pełnymi ustami.
Martyna zerknęła na leżącego na stole laptopa, po czym przeniosła wzrok na podopiecznego i zaproponowała:
– Skoro tak bardzo spodobała ci się bajeczka o zwierzętach, to może wybierzemy się dziś do zoo?
Michał analizował ów pomysł w milczeniu zajadając resztki kaszki. Prawdę mówiąc ostatni raz był w zoo jakieś pięć lat temu. Doszedł więc do wniosku, że warto byłoby wyrwać się z domu.
Tym bardziej, że pogoda była całkiem przyjazna.
Jedynym mankamentem, który sprawiał, że Michał się wahał był fakt, że będzie musiał pojechać do zoo w pieluszce i ze smoczkiem w buzi. Miał nadzieję jednak, że ludzie bardziej będą zainteresowani oglądaniem zwierząt niż nim Poza tym będzie mu towarzyszyła Martyna, więc podejrzewał, że jakoś to przetrzyma.
– Tak! – krzyknął, niemal piszcząc z radości – Świetny pomysł!
Martyna uśmiechnęła się w duchu. Ona również miała dość siedzenia w czterech ścianach.
Dokończyła więc karmić Michała i zaczęli się szykować.
*
Kiedy byli w drodze do zoo, Michał siedział na tylnym siedzeniu przypięty pasem bezpieczeństwa. Martyna ubrała go w podwójną pieluszkę, jasną koszulkę, cienkie spodnie dresowe i adidasy. Niestety problem polegał na tym, że tak gruba pieluszka strasznie odznaczała się pod ubraniem, co samo w sobie sprawiało, że Michał czuł się zawstydzony. Wiedział jednak, że w tej kwestii nie ma nic do gadania.
*
Będąc na miejscu, Martyna zatrzymała Sedana na parkingu, otworzyła tylne drzwi samochodu, po czym wypuściła Michała, zamykając je elektronicznym pilotem. Chwilę później, oboje podeszli do bramy, przy której stał wysoki szczupły mężczyzna, sprzedający bilety. Zlustrował Michała dziwnym spojrzeniem, po czym odezwał się:
– Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
Martyna wyjęła z torebki czerwony portfel, a następnie rzekła:
– Poproszę dwa bilety.
Sprzedawca raz jeszcze przyjrzał się Michałowi. Widząc smoczek w jego buzi i odznaczającą się pod ubraniem pieluszkę, ze sztucznie przyklejonym uśmiechem na twarzy oznajmił:
– Jasne. Dla dzieci o połowę taniej.
Na twarzy Martyny pojawiło się zakłopotanie. Nie do końca wiedziała, co powiedzieć.
– Nie, to nie tak jak pan myśli. On nie jest dzieckiem. Po prostu chodzi o to, że... – zaczęła się tłumaczyć, po czym dodała, machnąwszy ręką: – Zresztą nieważne. Poproszę dwa bilety. Normalne.
Sprzedawca niezauważalnie pokręcił głową, a następnie wręczył Martynie bilety, mówiąc:
– Pięćdziesiąt złotych.
Martyna odebrała bilety, schowała je do torebki, a potem otworzyła portfel i wyjęła banknot o właściwym nominale, wręczając pieniądze sprzedawcy.
– Dziękuję – odparł mężczyzna, sztucznie się uśmiechając – Życzę przyjemnego pobytu.
Martyna nie odpowiedziała. Złapała Michała za rękę i oboje weszli na teren zoo.
*
Podczas zwiedzania, Michał czuł się wyśmienicie. Odwiedzających nie było zbyt wielu i z początku sądził, iż ludzie będą mu się przyglądać. Na szczęście byli na tyle pochłonięci sobą, że w ogóle nie zwracali na niego uwagi.
Co jak najbardziej mu odpowiadało.
W zoo były niemalże wszystkie zwierzęta, jakie Michał mógł sobie tylko wyobrazić: słoń, żyrafa, zebra, małpy, tygrys, a nawet lew. Mężczyzna zauważył, że ludzie gromadzą się przy jego klatce, wpatrując się w niego z przerażeniem i ekscytacją.
Przyglądając się zwierzęciu, Michał poczuł w sercu ukłucie żalu. W pierwszej chwili nie wiedział, co było tego przyczyną, lecz szybko uświadomił sobie, że było to związane właśnie z owym lwem. Michał zdał sobie sprawę, że jego życie musi być strasznie nudne. On bowiem mógł iść i robić, co tylko chce (na obecną chwilę może nie do końca, ponieważ opiekę nad nim sprawowała Martyna), a lew? Każdy jego dzień był w zasadzie taki sam i nie zanosiło się na to, by coś miało się zmienić w tej materii.
Smutek, który mu się udzielił, mimowolnie sprawił, że zapragnął wrócić do mieszkania Martyny. Kobieta jednak cały czas trzymała go za rękę, ciągnąc go w różnych kierunkach i z zachwytem przyglądając się zwierzętom.
Kiedy już miał zaproponować Martynie powrót do domu, nagle ktoś wpadł na nich z taką siłą, że Michał puścił rękę opiekunki, mocno się zataczając i omal nie upadając.
– Przepraszam, nie chciałam – rzuciła średniego wzrostu szczupła kobieta o długich blond włosach, której towarzyszył wysoki, umięśniony mężczyzna.
Michał zlustrował wzrokiem oboje, nie mając pojęcia, kim są. Gdy jednak zerknął na Martynę, zobaczył malujący się na jej twarzy niepokój.
– Martyna? – odezwała się nieznajoma, wyraźnie zaskoczona – A co ty tu robisz?
Martyna błądziła wzrokiem na wszystkie strony, nie wiedząc, jak się zachować.
– Co ty wyprawiasz? – spytała kobieta, wskazując palcem na Michała i uśmiechając się przy tym szyderczo – Kto to jest? Czyżbyś zaczęła niańczyć dzieci?
– Ala...to nie tak... – jąkała się Martyna – Ja...ja...po prostu...
– Daruj sobie – ucięła Alicja – Nie obchodzi mnie to. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie.
Martyna była tak zdenerwowana, że nie potrafiła wydusić słowa.
– Zdradzasz mnie? – zapytała Alicja, widząc brak reakcji ze strony koleżanki.
Martyna natychmiast spuściła głowę, wlepiając wzrok w ziemię.
– Nie, Ala. Ja...ja...tylko...
– Posłuchaj mnie uważnie, gnoju! – zwróciła się do Michała Alicja, chwytając go za poły koszulki – Jeżeli się dowiem, że kombinujesz coś z moją kumpelą, to masz przesrane, kumasz?
Michał poczuł wszechogarniający strach. Był on tak dojmujący, że mężczyzna mimowolnie zsikał się w pieluszkę. Strumień moczu był tak obfity, że Michał ucieszył się z dodatkowego zabezpieczenia. Jedna pieluszka z pewnością by mu przeciekła, przez co najadłby się jeszcze większego wstydu.
– Nie...nie rozumiem...o...co...
– Wal się! – przerwała mu Alicja, energicznie go pchnąwszy. Chwilę później zwróciła się do Martyny – Chyba będziemy miały do pogadania, nie sądzisz?
I powiedziawszy to, zniknęła w tłumie, a wraz z nią mężczyzna, który na odchodnym spojrzał na Michała jak na wariata.
*
Gdy oboje znaleźli się w samochodzie (po tym, co niedawno miało miejsce, stracili ochotę na dalsze zwiedzanie zoo), Martyna pozwoliła Michałowi usiąść z przodu. Zapięła mu pas i przez dłuższą chwilę siedzieli w kompletnej ciszy.
– Kim byli ci ludzi? – odezwał się wreszcie Michał.
Martyna spiorunowała go wzrokiem.
– Nie twoja sprawa, mały.
W pierwszej chwili Michał zamierzał odpuścić, lecz uznał, że ma prawo wiedzieć.
– Chyba nie do końca. Sama widziałaś, jak ta cała Alicja zachowała się wobec nas.
– Widziałam. Nie jestem ślepa.
– Groziła mi. Mam to puścić płazem?
Martyna prychnęła pogardliwie.
– Też mi groźba.
– Nie bagatelizuj tego – ofuknął ją Michał – Najadłem się przez nią strachu. Do tego stopnia, że...
– Dzidzia się posiusiała? – ucięła Martyna.
Michał delikatnie skinął głową.
– Nic się nie martw – pocieszyła go kobieta – wymyślę coś, żebyśmy oboje się odstresowali.
Powiedziawszy to, zarzuciła mu ręce na szyję i zaczęła delikatnie całować. Michał dobrze wiedział, że to forma przeprosin, które stosowała, kiedy uznała, że jej zachowanie było naganne.
Nie zamierzał protestować.
Kiedy tak się całowali, Michał poczuł narastającą erekcję, która przez podwójną pieluszkę zaczęła go lekko uwierać. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Chwycił prawą ręką pierś Martyny i zaczął pieścić ją przez koszulkę. Po chwili poczuł jak jej brodawki twardnieją. Martyna niespodziewanie odjęła swoją twarz od twarzy Michała.
– Ugryź mnie – wyszeptała – W wargę.
Michał zrobił zdziwioną minę.
– Nie mogę – zaprotestował, wciąż czując podniecenie – Jesteś kobietą i nie wypada, żeby mężczyzna...
– To rozkaz – ucięła, kładąc mu palec na ustach – Jeśli chcesz zbierać nagrody, musisz być posłuszny mamusi.
Michał uznał, że nie ma wyboru. Objął twarz Martyny obiema rękami, po czym ugryzł ją w lewą wargę. Zrobił to na tyle mocno, iż z przegryzionego miejsca natychmiast popłynęła strużka krwi. Z początku pomyślał, że na skutek bólu kobieta zacznie krzyczeć, lecz ona tylko jęknęła głośno. Usłyszawszy ów jęk, Michał ugryzł ją w prawą wargę, a następnie w policzek i szyję.
Przy każdym ugryzieniu, Martyna wydawała z siebie odgłosy rozkoszy.
Gdy było po wszystkim, zlizała językiem świeżą krew z obydwu przegryzionych warg, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
– I jak, moje dziecko? – zapytała – Wyluzowane?
Michał nie odpowiedział. Zamiast tego westchnął głęboko. Zdał sobie sprawę, że jego opiekunka nie tylko lubi dominować, lecz także odczuwać ból.
Oboje byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli nawet, iż kilkoro ludzi stojących na parkingu przygląda się im uważnie.
Oto czwarty rozdział mojego opowiadania. Dajcie znać, czy się podoba, a już wkrótce pojawi się kolejny :)