#opowiadanie


Rozdział 2


Troska o zdrowie



Szymon był tak strasznie wykończony wczorajszym dniem, że spał prawie do jedenastej. Kiedy wstał z łóżka, powoli się ogarnął i po zjedzeniu śniadania składającego się z płatków kukurydzianych z mlekiem, przygotował sobie kawę, by nieco rozjaśnić umysł i przemyśleć pewne sprawy.
Prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że wszystko przybierze tak niefortunny obrót. Szymon raz po raz odtwarzał w głowie wczorajszy incydent, zarzekając się, że gdyby mógł coś takiego przewidzieć, na pewno by się na to nie zdecydował.
Nie miał jednak już na to żadnego wpływu.
Kiedy Łucja i Lena odwiozły go do domu, Szymon ani na chwilę nie potrafił o nich zapomnieć. Od dawna był święcie przekonany, że na świecie panuje wszechogarniająca znieczulica i nawet pies z kulawą nogą się nie obejrzy, widząc czyjeś cierpienie. Bliźniaczki były jednak inne. Pomimo swojego młodego wieku, miały w sobie duże pokłady empatii, co Szymona wręcz onieśmielało. Zdał sobie bowiem sprawę, że tak młode dziewczyny zdecydowanie mogą być przykładem dla innych.
Pijąc kawę z filiżanki (która powoli zaczynała już robić się zimna), Szymon nagle przypomniał sobie o Michale. Chłopak dzwonił do niego wczoraj, lecz Szymon (przebywając wówczas na SOR-rze) nie mógł odebrać telefonu. Domyślił się jednak, że Michał chciał się dowiedzieć, czemu Szymona nie było przed blokiem, kiedy wyszedł mu na spotkanie.
Szymon zdał sobie sprawę, że powinien zadzwonić do kolegi i wszystko mu wyjaśnić. Wiedział, że nie może zostawiać go w niepewności. Tym bardziej, że Michał dzwonił do niego nie tylko wczoraj, ale i dziś rano. Miał oczywiście świadomość, że nie może powiedzieć mu prawdy, gdyż strasznie by się ośmieszył.
Tego był pewien.
Wziął do ręki telefon leżący na stole, po czym (z pewnym wahaniem) wybrał numer Michała, przykładając telefon do ucha. Chłopak odebrał dopiero po piątym sygnale:
– No co tam? – odezwał się zmęczonym tonem i Szymon od razu zdał sobie sprawę, że jego kolega ma potwornego kaca.
– Siemka, Michał. Wiesz, dzwonię, żeby ci coś powiedzieć...
– Dlaczego nie było cię wczoraj przed blokiem i nie odbierałeś telefonu? – wszedł mu w słowo Michał. W jego głosie nie dało się jednak słyszeć gniewu, a jedynie zwykłą ciekawość.
Szymon westchnął, wyraźnie zakłopotany.
– Wybacz, stary. Nie mogłem przyjść.
– A to niby dlaczego? Nie mów, że w ostatniej chwili coś ci wypadło.
– Nie, nie o to chodzi.
– To o co?
Szymon umilkł raptownie, chcąc zebrać myśli.
– Jesteś tam, ziomku?
– Tak, tak. Jestem – odpowiedział pospiesznie Szymon.
– To mów o co chodzi. Chcę wiedzieć.
– Miałem wypadek – wyznał Szymon po chwili przerwy.
– Serio? Co ci się stało?
– Skręciłem sobie nogę.
– Jak to?
– Zwyczajnie. Miałem niezawiązaną sznurówkę w prawym bucie. Potknąłem się o nią i upadłem na beton.
Michał, słysząc to, zaśmiał się cicho.
– Mówisz serio? Wybacz stary, ale to brzmi jak największa ściema, jaką kiedykolwiek słyszałem.
Szymona wcale to nie dziwiło. Gdyby ktoś opowiedział mu coś takiego, on również by w to nie uwierzył.
– Przysięgam, że właśnie tak było – bronił się – Byłem wczoraj w szpitalu na SOR-rze. Mam nogę w szynie.
Michał milczał przez chwilę, a potem zapytał:
– Jak się tam dostałeś, skoro miałeś skręconą nogę, a w dodatku nie masz samochodu?
– To proste. Kiedy leżałem na ziemi, nagle podjechało czerwone volvo. Wysiadły z niego dwie dziewczyny, które widząc mnie w tak fatalnym stanie, postanowiły się nade mną ulitować i zawiozły mnie na SOR.
Michał nie odzywał się przez moment, a następnie powiedział wyraźnie zaskoczony:
– No proszę. Czyli jednak są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie.
– Tak. Chyba tak.
Gdy kwestia absencji Szymona została już wyjaśniona, Michał wyznał, że nie mogąc dodzwonić się do swojego kolegi, wybrał numer swojej koleżanki Elizy. Po krótkiej namowie, dziewczyna zgodziła się pójść z nim do baru na kilka głębszych.
Oczywiście nie skończyło się tylko na tym.
Po wypiciu ponad dziesięciu kieliszków whisky, Michał zaproponował Elizie, że odprowadzi ją do domu. Dziewczyna zgodziła się i kiedy oboje byli już na miejscu, Eliza poprosiła Michała, by wszedł do niej na chwilę.
Michał nie odmówił i oboje bardzo szybko znaleźli się w sypialni. Kochali się do późnych godzin nocnych, aż w końcu o wschodzie słońca Michał ubrał się i zostawiwszy śpiącą Elizę, poszedł do domu.
– Chyba nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? – rzekł nieco rozbawiony Szymon.
– No wiesz – odparł Michał – Musiałem cię kimś zastąpić.
Po wypowiedzeniu tych słów, obaj wybuchli głośnym śmiechem. Kiedy już się opamiętali, Michał zapytał:
– A jak dasz sobie radę z tym wszystkim? Z nogą w szynie daleko nie zajdziesz. Ktoś musi cię doglądać i robić zakupy.
Słowa kolegi, poraziły Szymona niczym grom z jasnego nieba. Wcześniej bowiem nie brał takowej ewentualności pod uwagę. Uważał, że sam poradzi sobie ze wszystkim. Teraz jednak zdał sobie sprawę, że Michał miał raję. Będąc w tak poważniej niedyspozycji, nie będzie w stanie samemu wszystkiego ogarnąć. Szymon co prawda mógł poprosić o pomoc rodziców, ale wolał tego nie robić. Od wielu lat się z nimi nie dogadywał i właśnie to było powodem, dla którego się od nich wyprowadził. Rodzice niemal na każdym kroku go krytykowali i właśnie dlatego zrobił wszystko, by zamieszkać samemu. Po prostu chciał się od nich odciąć.
– Jakoś to będzie – powiedział, choć bez większego przekonania.
– Jesteś pewny? – zapytał Michał, nie do końca wierząc w zapewnienia kolegi – Bo gdyby co, to zawsze mogę dostarczyć ci jakiś prowiant.
Szymon poczuł wdzięczność, słysząc to. Nie zamierzał jednak być dla nikogo ciężarem.
– Nie, nie trzeba. Dzięki. Jakoś dam sobie radę.
Michał westchnął z dezaprobatą.
– Jak chcesz, stary – rzucił lekko zawiedziony i dodał: – Kuruj się. Jakby co, to będziemy w kontakcie.
– Ok, na razie – odpowiedział Szymon, rozłączając się.

*

Po rozmowie z Michałem, Szymon był nieco zakłopotany. Szczerze nie wiedział jak da sobie radę sam. Choćby ze zwykłymi codziennymi czynnościami jak zrobienie zakupów, czy załatwienie jakichś spraw urzędowych.
Po krótkim namyśle, Szymon zdał sobie sprawę, że jeżeli nie znajdzie jakiejś alternatywy, będzie musiał poprosić o pomoc Michała. Chciał oczywiście tego uniknąć, aczkolwiek wiedział, że musi wybrać mniejsze zło.
Kiedy tak o wszystkim rozmyślał, nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Było to dla niego zaskoczenie, ponieważ nikogo się nie spodziewał. Wstał jednak z fotela i udał się do korytarza, by otworzyć drzwi.

*

Po otwarciu drzwi, Szymon niemal wybałuszył oczy ze zdumienia. W progu stały bowiem obie bliźniaczki — Łucja i Lena — te same, które wczoraj zawiozły go do szpitala na SOR.
– Cześć – powiedziała Łucja, uśmiechając się przyjaźnie.
– Jak się czujesz, Szymek? – zapytała Lena, spoglądając na jego chorą nogę.
Szymon milczał przez moment, próbując przyswoić to, co ma przed oczami, po czym odparł:
– Trochę lepiej, ale...
– Ale jeszcze nie do końca – weszła mu w słowo Łucja.
Szymon delikatnie skinął głową na potwierdzenie jej słów.
– Dokładnie – przyznał i zaraz spytał: – A tak w ogóle, to co tu robicie?
– Możemy wejść? – zbyła jego pytanie Lena.
Szymon ucieszył się, słysząc to. Już od jakiegoś czasu nie przyjmował u siebie żadnych gości i uświadomił sobie, że fajnie będzie spędzić z kimś czas.
– Jasne, wchodźcie – powiedział, ruchem ręki zapraszając dziewczyny do środka.
Bliźniaczki przekroczyły próg, zamykając za sobą drzwi.

*

– Nieźle się tu urządziłeś – stwierdziła Łucja, lustrując wzrokiem pokój gościnny.
– Tak, całkiem przyjemnie – przyznała Lena i obie usiadły w fotelu z taką swobodą, jakby były u siebie.
Szymon nie do końca wiedział, czemu bliźniaczki złożyły mu wizytę. Podejrzewał jednak, że nie chodziło jedynie o jego chorą nogę. Postanowił więc się upewnić:
– Po co przyjechałyście? – zapytał.
Łucja zrobiła gniewną minę, słysząc to.
– A może zamiast zadawać pytania, zaproponowałbyś nam filiżankę herbaty?
Szymon poczuł się lekko zmieszany uwagą Łucji. Bądź co bądź, dziewczyny były jego gośćmi, a gości tak się nie traktuje.
– Jasne, zaraz zrobię – powiedział, po czym powoli pokuśtykał do kuchni.
Łucja i Lena spojrzały na siebie, uśmiechając się.

*

– Powiedz jak sobie teraz radzisz? – zapytała Lena, kiedy wszyscy troje siedzieli przy stole, popijając herbatę z filiżanek.
Szymon odchrząknął.
– Całkiem nieźle – skłamał.
Łucja posłała mu nieufne spojrzenie, gdyż nie była przekonana, co do jego słów.
– Czyżby? – zapytała, upijając duży łyk herbaty – A niby jak robisz sobie zakupy, skoro masz chorą nogę i nie możesz wychodzić?
W jednej chwili Szymon uznał, że nie ma co próbować okłamywać dziewczyn. Były za bardzo spostrzegawcze i od razu wyczuły by, że coś jest nie tak.
– Cóż – mruknął, spuszczając wzrok – Właściwie nie miałem jeszcze okazji robić żadnych zakupów.
– I nie jestem pewna, czy dasz sobie z tym radę – powiedziała Lena z przekonaniem w głosie – Wydaje mi się, że mimo wszystko ktoś będzie musiał cię wyręczyć.
Szymon powoli zaczynał rozumieć, do czego dziewczyny zmierzają. Mimo to, odpowiedział:
– Jeżeli zaistnieje taka konieczność, poproszę o pomoc mojego kumpla.
Lena posłała mu przyjazne spojrzenie, upijając łyk herbaty.
– Raczej nie będziesz musiał – wyznała.
Szymon zrobił zdziwioną minę.
– O co ci chodzi?
– Oj, nie udawaj – drążyła Lena – A myślisz, że po co tu przyjechałyśmy?
Szymon wpatrywał się w dziewczyny z wyraźnym osłupieniem, więc Łucja (chcąc wyrwać go z niepewności), oznajmiła:
– Jesteśmy tu po to, żeby się tobą zaopiekować, maleńki.
Słysząc to, Szymon poczuł się dziwnie. Miał już wszak ponad trzydzieści lat, więc nikt nie powinien zwracać się do niego w ten sposób.
– Dlaczego tak mnie nazwałaś?
– A dlaczego miałabym tego nie robić? – odpowiedziała wesołym tonem – Czyżbyś nie zachowywał się jak małe dziecko?
Na dźwięk owych słów, Szymon przypomniał sobie wczorajszy incydent na placu zabaw i od razu oblał się krwistym rumieńcem.
– Daj już temu spokój – odparł, lekko odwracając głowę – To zdarzyło się tylko raz. Już więcej się nie powtórzy.
– Mów sobie, co chcesz – wtrąciła się Lena, powoli dopijając filiżankę herbaty – My swoje wiemy.
Szymon nie miał ochoty dłużej przekomarzać się z bliźniaczkami. Były strasznie uparte.
– Jak sobie chcecie – rzekł – ale nie zgodzę się na żadną opiekę nade mną.
Obie siostry zrobiły zawiedzione miny.
– A to dlaczego? – zapytała Łucja.
Szymon westchnął z dezaprobatą. Emocjonalnie nie czuł się najlepiej i najchętniej wyprosiłby obie dziewczyny z domu. Mimo to, spokojnie odpowiedział:
– Po pierwsze, zupełnie was nie znam, a po drugie jestem dorosłym mężczyzną i sam potrafię o siebie zadbać.
Słysząc to, obie siostry parsknęły głośnym śmiechem. Szymon uświadomił sobie, że rzeczywiście stanowią jedność: nie tylko wyglądały tak samo, ale też śmiały się równocześnie z tych samych sytuacji.
– Ty? Mężczyzną? – odezwała się Lena, kiedy już się opanowała.
– Raczej dzieckiem, uwięzionym w ciele mężczyzny – dokończyła Łucja.
Szymon poczuł wszechogarniający gniew. Dobrze wiedział, że to nie prawda. Już dawno wyrósł z wszelkich dziecięcych zachowań, zaś incydent na placu zabaw był jedynie jednorazowy.
– Przestańcie! – niemal krzyknął – To nie prawda!
Łucja zerknęła na siostrę, a na jej twarzy malował się ironiczny uśmiech.
– Spójrz, Lena. Dzidzia się złości.
Lena zaśmiała się cicho, słysząc to i Szymon uznał, że miarka się przebrała. Z zasady był dość gościnnym człowiekiem, lecz nie znosił, kiedy ktoś nabijał się z niego w jego własnym domu.
– Dosyć tego! – krzyknął, uderzając pięścią w stół – Albo natychmiast stąd wyjdziecie, albo...
– Albo co? – przerwała mu Lena. W jej głosie nie dało się jednak słyszeć ani grama złości, a jedynie zwykłą ciekawość.
– Słuchajcie – kontynuował Szymon już nieco spokojniej, popijając herbatę – Jestem wam bardzo wdzięczny za to, że mi pomogłyście, ale nie życzę sobie, byście wygadywały o mnie takie bzdury. Najlepiej będzie, jeśli już sobie pójdziecie.
Obie siostry spojrzały na siebie, mając zawiedzione miny.
– Jesteś tego pewny? – spytała Łucja.
Szymon energicznie pokiwał głową. Jeszcze nigdy w życiu nie był pewien czegoś tak bardzo, jak właśnie tego, by bliźniaczki opuściły jego mieszkanie.
– Tak, najzupełniej.
– Dobrze, możemy sobie pójść – powiedziała Lena i Szymon odetchnął z ulgą – Tylko kto wtedy zrobi ci zakupy i pomoże w zwykłych codziennych obowiązkach?
Szymon miał już tego dość.
– Mówiłem wam, że poproszę o pomoc kolegę albo w ostateczności moich...
– Rodziców? – weszła mu w słowo Łucja – Postępując w ten sposób, jeszcze bardziej się ośmieszysz. Potraktują cię jak dziecko, które nie radzi sobie w życiu.
Szymon (z bólem serca) musiał przyznać, że Łucja ma rację. Poza tym nigdy nie lubił prosić rodziców o cokolwiek.
– No to jak będzie? – naciskała Lena, widząc, że Szymon milczy, pogrążywszy się we własnych myślach.
Szymon upił kilka długich łyków herbaty, po czym rzekł z westchnieniem:
– Zgoda, ale tylko do chwili, kiedy moja noga nie wyzdrowieje.
Słysząc to, obie siostry spojrzały na siebie z zadowoleniem.
– Dobrze – odparła Lena – w zasadzie właśnie o to nam chodzi.
W jednej chwili, Szymon zaczął się zastanawiać, jak miałaby wyglądać taka opieka. Sądząc po tym, że bliźniaczki uważały go za małe dziecko, przypuszczał, że właśnie tak będą chciały go traktować. Zdawszy sobie z tego sprawę, poczuł się tak strasznie zażenowany, że miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wiedział, czy da radę przetrzymać taki układ.
– A tak w zasadzie, to w czym chcecie mi pomagać? – zapytał.
Obie siostry zachichotały, czując się rozbawione rzeczonym pytaniem.
– W tym, w czym matka zawsze pomaga swojemu małemu dziecku, skarbie – wyznała Lena i Szymon poczuł dreszcze na całym ciele.

*

Przez resztę czasu, wszyscy troje obgadywali najważniejsze kwestie, związane z opieką nad Szymonem. Łucja od razu zaznaczyła, że jako małe dziecko, będzie musiał bez przerwy nosić pieluchy i przestać korzystać z toalety. Z początku Szymon był po temu przeciwny, lecz Lena zapewniła go, że nie musi się niczego obawiać, ponieważ będzie dla niego troskliwa i delikatna.
Łucja powiedziała również, że jako jego ciocia (Lena miała być na ten czas jego matką), będzie czasem zastępować siostrę, gdyby ta miała coś do załatwienia, co Szymonowi absolutnie nie przeszkadzało.
Rozmawiając z siostrami, Szymon nagle przypomniał sobie swoje pierwsze (dziecięce) lata. Będąc otoczony opieką swoich biologicznych rodziców, czuł niespotykaną błogość i bezpieczeństwo. Szybko zdał sobie sprawę, że teraz miało to powrócić — z tym że w nieco zmienionej formie.
Zupełnie tak, jakby cofnąć się w czasie o co najmniej dwadzieścia lat.
Kiedy już wszystko zostało ustalone, bliźniaczki kazały ubrać się Szymonowi, gdyż chciały pojechać z nim do sklepu medycznego po najpotrzebniejsze rzeczy...

Oto drugi rozdział mojego opowiadania. Dajcie znać, co sądzicie, a już wkrótce pojawi się kolejny :)