#opowiadanie
Rozdział 1
Sentymentalna chwila
Szymon siedział na ławce przed kompletnie pustym placem zabaw, czekając na przybycie swojego kolegi, Michała. Zamierzali pójść dziś razem do baru z okazji jego trzydziestych urodzin. Szymon był z tego faktu wyraźnie zadowolony. Lubił czasem się zabawić. Nie znosił żyć wyłącznie pracą zarobkową. Uważał, że życie, to coś więcej, niż harówa od poniedziałku do piątku za niewielką pensję.
Szymon oczywiście nie był alkoholikiem. Wychodził jednak z założenia, że okrągłą liczbę należy jakoś uczcić. Wiedział, że jeżeli doczeka czterdziestki, na pewno wyprawi jakieś przyjęcie.
Szymon stronił od alkoholu również dlatego, iż na codzień bardzo dużo trenował na siłowni. Dzięki temu miał dobrze wyrzeźbione mięśnie i szczupłą figurę niczym u sportsmenki. Spoglądając na jego wysportowane ciało, kobiety były wręcz zachwycone i leciały do niego niczym pszczoły do miodu. Szymonowi jednak nigdy nie udało się utrzymać żadnego związku dłużej niż rok. Sam nie wiedział, co było tego przyczyną i już dawno przestało go to obchodzić. W głębi duszy liczył jednak, że kiedyś ów stan rzeczy się zmieni i znajdzie kogoś, z kim będzie naprawdę szczęśliwy.
Z każdą kolejną chwilą, Szymon był coraz bardziej zniecierpliwiony. Michał powinien pojawić się już piętnaście minut temu, lecz nigdzie go nie było. Szymon rozglądał się dookoła, lecz widział tylko jakąś staruszkę, pchającą wózek z zakupami.
Oprócz niej, okolica była kompletnie opustoszała.
Siedząc na ławce, Szymon niespodziewanie zamyślił się, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w pusty plac zabaw. Nagle w jego głowie pojawiła się myśl o jego dzieciństwie — przypomniał sobie, że jako mały dzieciak bujał się na huśtawce, chodził z rodzicami na spacery, do salonu gier...
Wszystkie te wspomnienia, mimowolnie wywołały u Szymona nostalgię. Chłopak zapragnął cofnąć czas i choć na chwilę być dzieckiem, by zapomnieć o problemach codziennego życia. Wpatrując się intensywnie w pusty plac zabaw, Szymon nagle nabrał ochoty przez chwilę pobujać się na huśtawce i dzięki temu powrócić wspomnieniami do dzieciństwa.
Z bijącym sercem podniósł się z ławki, podszedł do furtki, otworzył ją i wszedł na teren placu zabaw, zamykając furtkę z powrotem. Przez moment rozglądał się dookoła, chcąc sprawdzić, czy nikt nie idzie. Nie zamierzał bowiem, by ktokolwiek zobaczył go bujającego się na huśtawce, ponieważ w ocenie osób postronnych wyglądałoby to co najmniej dziwnie.
Kiedy Szymon upewnił się, że nie ma nikogo w pobliżu, powoli usadowił się na huśtawce. Gdy to zrobił, poczuł się jednocześnie zażenowany i uradowany. Zdał sobie bowiem sprawę, że świat dorosłego nagle przestał dla niego istnieć.
Delikatnie odepchnął się nogami od ziemi, co sprawiło, że huśtawka zaczęła się kołysać, a jej nienaoliwione od dawna zawiasy skrzypiały niczym w jakimś horrorze. Szymon jednak nie zwracał na to uwagi. Zaczął balansować biodrami, chcąc, by huśtawka rozbujała się jeszcze bardziej. Gdy znalazł się już dość wysoko, poczuł się wyśmienicie. Tak bardzo, że miał ochotę krzyczeć z radości. Czując motyle w brzuchu oraz wiatr we włosach, natychmiast zapomniał o wszystkich problemach dnia codziennego.
Nawet o Michale, z którym miał dziś udać się do baru.
Ta brutalna myśl, ściągnęła go nagle na ziemię i Szymon poczuł ukłucie żalu. Wiele by oddał, aby pobujać się na huśtawce jeszcze kilka minut. Wiedział jednak, że lada chwila z pewnością pojawi się Michał, a on nie powinien widzieć takich rzeczy.
Co by sobie wówczas pomyślał?
Szymon wpadł nagle na pomysł, by zrobić coś szalonego. Kiedy huśtawka znajdowała się wysoko nad ziemią, wychylił się do przodu, po czym wyskoczył w górę lecąc przed siebie. Zrobiwszy to, poczuł się cudownie. Miał wrażenie, że szybuje wprost do nieba, a wiatr we włosach zdawał się jeszcze bardziej utwierdzać go w owym przekonaniu.
Szymon pisnął ze szczęścia, niczym małe dziecko, kompletnie zapominając o bożym świecie. Był tak zaabsorbowany swoim euforycznym stanem, że nie uświadomił sobie iż powinien wyprostować się w locie, by zamortyzować upadek. Zamiast tego, upadł całym ciężarem ciała na trawę, przygniatając lewą nogę. W nodze coś głośno chrupnęło i Szymon poczuł przeszywający ból. Tak intensywny, że krzyknął na całe gardło.
Zaczął rozglądać się dookoła w nadziei, że ktoś mu pomoże. Noga strasznie go bolała, a ponadto był w lekkim szoku i wiedział, że sam nie będzie w stanie się podnieść. Ku jego rozpaczy nikogo jednak nie było.
Szymon zastanawiał się, gdzie tak długo podziewa się Michał.
Z drugiej jednak strony, co by mu powiedział? Nie mógł otwarcie wyznać, że bujał się na huśtawce, ponieważ kolega z pewnością by go wyśmiał.
Owładnięty bezsilnością Szymon, zaczął rozpaczliwie ronić łzy. Wiedział, że nie przystoi to trzydziestojednoletniemu mężczyźnie, ale nie potrafił się pohamować. Nie mógł zrozumieć, czemu w biały dzień nikogo nie ma w pobliżu.
Kiedy tak leżał na trawie z obolałą nogą (która w jego mniemaniu była złamana, ponieważ nie mógł nawet nią poruszyć), przez załzawione łzy, Szymon nagle zauważył czerwone Volvo zatrzymujące się obok placu zabaw. Przez moment miał wrażenie, że kierowca owego pojazdu, odjedzie z piskiem opon, nie zawracając sobie nim głowy, jednakże niepodziewanie drzwi z obydwu stron otworzyły się i z samochodu wysiadły dwie młode dziewczyny, podążając w stronę Szymona.
*
– Wszystko w porządku? – zapytała ta pierwsza, pochylając się nad nim.
Szymon był w tak głębokim szoku, że ledwo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Przez silnie załzawione oczy zobaczył dwie młode dziewczyny, które wyglądały niemal identycznie — miały jasne blond włosy związane w koński ogon, identyczne rysy twarzy, te same niebieskie oczy — były nawet tak samo ubrane (w biały T-shirt z rysunkiem wielkiego czerwonego serca, jasnoszarą spódniczkę w kratkę oraz ciemne adidasy)
Szymon przyglądając się obu dziewczynom, uzmysłowił sobie, że ból (w jego mniemaniu) powstały na skutek złamanej nogi sprawił, iż doznał urojeń. Było wszak mało prawdopodobne, by w normalnych okolicznościach mógł widzieć podwójnie.
– Co ci się stało? – spytała ta druga, również się pochylając. W jej głosie dało się słyszeć zaniepokojenie.
Szymon energicznie zamrugał powiekami, mając nadzieję, że dzięki temu owe przywidzenie zniknie. Okazało się jednak, że nie — obie dziewczyny wciąż się nad nim pochylały.
– Chyba złamałem nogę – oznajmił płaczliwym tonem, próbując się podnieść. Był jednak tak zamroczony, że zachwiał się i gdyby nie jedna z dziewczyn, która chwyciła go za rękę, Szymon z pewnością by upadł.
Poczuwszy przeszywający ból nogi, Szymon krzyknął na całe gardło, po raz kolejny zanosząc się szlochem.
– Czemu płaczesz? – zapytała druga z dziewczyn – Jest aż tak źle?
Szymon nie odpowiedział wciąż szlochając i wlepiając swoje zamglone spojrzenie w obie dziewczyny.
– Weź się w garść – skarciła go ta pierwsza – Wiem, że być może masz złamaną nogę, ale to raczej nie powód, żebyś płakał, jak małe dziecko.
Szymon słysząc to, poczuł się strasznie zażenowany. Natychmiast się uspokoił, przetarł załzawione oczy wierzchem koszuli, po czym rzekł ochrypłym od płaczu głosem:
– Przepraszam cię, ale strasznie mnie boli.
Obie dziewczyny wymieniły między sobą zastanawiające spojrzenia. Nie miały pojęcia, czemu Szymon zwrócił się do nich w liczbie pojedynczej.
– No nic – odezwała się po chwili ta pierwsza – Chyba będziemy musiały zawieźć cię na SOR.
Na dźwięk tych słów, na twarzy Szymona pojawił się delikatny uśmiech.
– Naprawdę? Mogłabyś mi pomóc?
Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę wciąż nie rozumiejąc, czemu Szymon zwraca się do nich w ten sposób. Na obecną chwilę jednak postanowiła to zignorować.
– Jasne – odpowiedziała lekko troskliwym tonem – Przecież nie zostawimy cię tutaj samego.
Szymon był szczęśliwy, że ktoś zainteresował się jego losem. Wcześniej był przekonany, że będzie musiał leżeć na ziemi tak długo, aż pojawi się Michał i pomoże mu wstać.
– Lena, pomóż mu dojść do samochodu – zwróciła się pierwsza z dziewczyn do swojej towarzyszki.
Dziewczyna o imieniu Lena, delikatnie wzięła Szymona pod rękę i dość powolnym krokiem wszyscy troje udali się w stronę samochodu stojącego nieopodal placu zabaw z wciąż włączonym silnikiem.
*
Gdy wszyscy troje znaleźli się w samochodzie, dziewczyna siedząca na miejscu kierowcy, zwróciła się do tej drugiej siedzącej obok:
– Łucja, zapnij pas naszemu koledze. Nie zamierzam płacić za niego mandatu.
Kiedy Szymon usłyszał ów komunikat, od razu uświadomił sobie, że jednak nie miał zwidzeń. Te dwie dziewczyny (choć były do siebie bardzo podobne) były zupełnie realne. Zaczął się zastanawiać, kim dla siebie są i doszedł do wniosku, że skoro obie wyglądają jak dwie krople wody, z pewnością są bliźniaczkami.
Łucja otworzyła drzwi od strony pasażera, wyszła z samochodu, a następnie otworzyła tylne drzwi i zapięła pas Szymonowi, zamykając drzwi z trzaskiem.
– Dzięki – powiedział Szymon z westchnieniem.
Łucja nic nie odpowiedziała. Zamiast tego wróciła na swoje miejsce i zapiąwszy pas, zwróciła się do swojej towarzyszki:
– Możemy jechać, Lena.
Lena wcisnęła sprzęgło, wrzuciła drugi bieg i przydusiwszy pedał gazu, ruszyła z piskiem opon spod placu zabaw.
W tym samym czasie z jednej z klatek w bloku wyszedł Michał.
*
Kiedy Lena zaparkowała samochód przed budynkiem szpitala, wszyscy weszli do środka i niemalże się przeżegnali. W kolejce czekało bowiem ze dwadzieścia osób, co oznaczało, że zanim przyjdzie kolej na Szymona, upłynie wiele godzin.
– Jeśli chcecie, możecie wracać do domu – zasugerował, kiedy wszyscy usiedli na krzesłach tuż obok siebie – Widzę, że trochę to zajmie.
Lena spojrzała na Szymona wzrokiem pełnym gniewu, od którego aż przeszły go ciarki. Zaraz potem rzekła:
– Nie ma mowy. Nie zostawimy cię samego w takim stanie.
Szymon już miał się odezwać, gdy nagle Łucja się wtrąciła:
– Nigdy w życiu – poprawiła się na krześle, które głośno zaskrzypiało i dodała: – Poza tym czym później wrócisz? Z twoją chorą nogą raczej nie udałoby ci się dojść na autobus.
Szymon (niechętnie) musiał przyznać jej rację. Przy każdym ruchu nogę przeszywał tępy ból. Gdyby chciał wyjść stąd o własnych siłach, z pewnością nie dałby rady.
– No chyba nie – odmruknął z dezaprobatą.
Obie dziewczyny się nie odezwały. Milczały przez moment, a następnie Lena poprosiła:
– Opowiedz nam może jak to się stało, że zraniłeś się w nogę.
Szymon słysząc to, poczuł, że czerwieni się ze wstydu, a jego policzki płoną. Nie chciał bowiem przyznawać się dziewczynom, że bujał się na huśtawce. Miał przeczucie, że go wyśmieją.
– Po prostu źle stanąłem – skłamał, uciekając wzrokiem w bok.
Obie dziewczyny wymieniły między sobą zdziwione spojrzenia.
– Moim zdaniem to bujda – odezwała się Łucja.
– Niby dlaczego? – spytał zaskoczony Szymon.
Lena westchnęła z dezaprobatą, poprawiając się na krześle.
– Gdyby rzeczywiście było tak jak mówisz, obrażenia nie byłyby aż tak poważne.
Szymon odrobinę wykręcił głowę, nie chcąc przyglądać się obu dziewczynom. Czuł się strasznie zawstydzony.
– Ładnie to tak kłamać, mój drogi? – powiedziała Łucja z lekką irytacją w głosie.
Szymon milczał, wciąż mając wykręconą głowę.
– Powiedz prawdę – nalegała Lena – Zrozumiemy.
Szymon westchnął głęboko, odwracając głowę w stronę dziewczyn. Uzmysłowił sobie, że mimo wszystko jest im winien szczerość. W końcu bardzo mu pomogły.
– No dobrze, powiem – zaczął bardzo powoli – Byłem na placu zabaw...bujałem się na huśtawce i...w pewnym momencie...
– Na huśtawce? – weszła mu w słowo Lena – Taki duży facet jak ty? Ile ty masz lat, co?
Szymon spuścił wzrok, z każdą chwilą czując się coraz bardziej niezręcznie. Zaczął żałować, że w ogóle poszedł na plac zabaw. Gdyby tego nie zrobił, to wszystko nigdy by się nie wydarzyło.
– Trzydzieści jeden – odmruknął.
Słysząc to, Lena parsknęła cichym śmiechem.
– Nie do wiary. Taki stary koń, a zachowuje się jak małe dziecko.
Szymon niespodziewanie poczuł narastający w sobie gniew. Nie lubił, kiedy ktoś się z niego nabijał.
– Przestań! – niemal krzyknął – Po prostu chciałem przypomnieć sobie dziecięce lata! To wszystko!
Łucja, która siedziała do tej pory cicho, posłała mu rozbawione spojrzenie:
– Oj, nie tłumacz się. To, co przed chwilą powiedziałeś mówi samo za siebie.
Słysząc to, Szymon poczuł jeszcze większy gniew. Nie chcąc dłużej kontynuować tematu, nieco zmienił kierunek:
– A może wy obie powiedziałybyście mi coś o sobie? Z placu zabaw zabrałyście mnie z chorą nogą prosto na SOR, a ja zupełnie nic o was nie wiem.
Łucja westchnęła lekko, a na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Zerknęła na Lenę porozumiewawczo, zaś ta skinęła głową, dając jej znak, że może uchylić rąbka tajemnicy.
Zaczęła więc mówić.
Łucja i Lena były bliźniaczkami (mającymi po osiemnaście lat), urodzonymi niemal w tym samym czasie. Lena była starsza od swojej siostry zaledwie o kilka sekund. Nie dość, że obie wyglądały tak samo, to jeszcze ubierały się identycznie. Prawdę mówiąc, sprawiał im wielką frajdę fakt, iż ludzie nie potrafili ich odróżnić. Mówiąc inaczej — były niczym swoje lustrzane odbicia. Rodzice dziewczyn, wielokrotnie powtarzali, by przynajmniej inaczej się ubierały, by nie wprowadzać innych w dezorientację. One jednak nigdy tego nie robiły. Od zawsze chciały być jak dwie krople wody.
– A więc jesteście siostrami? – powiedział Szymon z niedowierzaniem, kiedy Łucja skończyła opowiadać – A ja myślałem, że mam halucynację i widzę podwójnie.
Słysząc to, obie dziewczyny wybuchły cichym śmiechem.
– Nie ty jeden – przyznała Lena – W przeszłości miałyśmy wiele podobnych sytuacji.
Szymon spojrzał na obie siostry nieco zaskoczony.
– Bawi was to?
– Przyznam, że tak – powiedziała Łucja – Lubimy, kiedy ludzie nie potrafią nas rozróżnić.
Szymon poczuł się delikatnie zakłopotany jej wyznaniem. Miał nadzieję, że kiedy dziewczyny odwiozą go do domu, już nigdy więcej ich nie zobaczy. Gdyby miał wejść z nimi w jakieś głębsze relacje, z pewnością zajęło by mu dużo czasu, by nauczyć się odróżniać, która z nich to Łucja, a która Lena.
– To może teraz ty opowiesz nam coś o sobie? – zasugerowała Lena.
Szymon nie miał nic przeciwko temu. W końcu siostry bardzo mu pomogły. Nie chciał jednak wyjawiać wszystkiego. Powiedział jedynie, że mieszka samotnie w jednym z bloków na osiedlu, pracuje w klubie fitness i właśnie miał pojechać z kumplem do baru, kiedy czekając na niego w pobliżu placu zabaw, postanowił przypomnieć sobie dziecięce lata i bujając się na huśtawce, zeskoczył z niej, poważnie raniąc się w nogę.
– Nieźle – przyznała Łucja i dodała: – Chociaż muszę dodać, że twoje zachowanie było bardzo dziecinne. Masz trzydzieści jeden lat, a mażesz się jak bobas.
Po chwili dziewczyna niespodziewanie czule pogłaskała go po głowie, co sprawiło, że Szymon doznał lekkiej erekcji.
– W twoim wieku to nie wypada, kochany – dodała Lena.
Na dźwięk tego słowa, Szymon poczuł, że się czerwieni.
– Wiem, ale...
– Nic nie mów – weszła mu w słowo Łucja – Niedługo lekarz zajmie się twoją chorą nogą, a my odwieziemy cię do domu i wszystko będzie jak dawniej.
Szymon ( co było dla niego nieprawdopodobne)) poczuł się niesamowicie błogo i bezpiecznie. Zdał sobie bowiem sprawę, że obie siostry będą w stanie należycie się nim zająć.
Przez resztę czasu wszyscy troje rozmawiali na mało znaczące tematy, aż w końcu (po upływie czterech godzin) drzwi prowadzące do gabinetu lekarza otworzyły się i doktor Turczyński wyczytał nazwisko Szymona, zapraszając go do siebie.
*
Będąc na sali (wraz z Łucją i Leną, które pomogły Szymonowi wejść do środka), doktor Turczyński dokładnie obejrzał nogę Szymona. Chłopak miał olbrzymi problem, by ułożyć ją wygodnie na krześle, gdyż przy każdym najmniejszym ruchu rwała ognistym bólem. Gdy mu się to w końcu udało, lekarz z ulgą stwierdził, że noga nie jest złamana, a jedynie poważnie stłuczona.
Kiedy doktor Turczyński zapytał Szymona w jaki sposób tak bardzo uszkodził sobie nogę, Szymon okłamał go, mówiąc, że potknął się o sznurówkę od buta i upadł na beton, podpierając się rękoma. Lekarz spojrzał na niego ze zdziwieniem, nie do końca w to wierząc. Nie skomentował jednak jego wypowiedzi. Włożył nogę Szymona w szynę, mówiąc, że w ciągu dwóch tygodni powinna się zagoić, po czym odesłał go do domu.
*
W czasie drogi powrotnej, Szymon siedział na tylnym siedzeniu cichutki jak truśka. Ze wszech miar zastanawiał się, co też go podkusiło, żeby pobujać się na huśtawce. Gdyby wiedział, że zwichnie sobie nogę, na pewno by się na to nie zdecydował.
Kiedy Łucja i Lena podwiozły Szymona pod blok, wprowadziły go po schodach na drugie piętro prosto do mieszkania, gdyż Szymon sam nie był w stanie wejść. Na pożegnanie, obie życzyły mu szybkiego powrotu do zdrowia i zeszły na dół po schodach, udając się w stronę wyjścia.
Kiedy Szymon wszedł do mieszkania, dość niezdarnie doczłapał się do okna i zaraz potem zobaczył jak siostry wsiadają do samochodu i powoli odjeżdżają.
Niespodziewanie widok ów, wprawił go w melancholijny nastrój...
Oto pierwszy rozdział mojego opowiadania. Dajcie znać, co myślicie, a już niedługo pojawi się kolejny :)