#opowiadanie
Rozdział 4
Powrót Doroty
Arek rozbudził się na dobre już o piątej nad ranem. Środek uspokajający, który dożylnie zaaplikowała mu Monika (miała z tym niemały problem, ponieważ chłopak bez przerwy rzucał się na łóżku, wyjąc przeraźliwie), nie był zbyt silny, toteż jego sen był dość płytki.
Kolejną rzeczą, która sprawiła, że Arek miał problemy z zaśnięciem był fakt, że około drugiej w nocy rozszalała się straszliwa burza. Grzmoty piorunów były tak głośne, że ściany w sypialni niemalże drgały. Arek zaś, przeraził się tak bardzo, że mimowolnie się rozpłakał, prawie dławiąc się smoczkiem, którego trzymał w buzi. Jego strach był tak intensywny, że Arek bezwiednie zrobił kupę w pieluszkę, dorzucając do tego jeszcze obfity strumień moczu.
Wszystko to sprawiło, że chłopak był wręcz zdruzgotany. Miał ogromny żal do matki, że wpakowała go w taką kabałę i strasznie żałował, że już wcześniej nie zrezygnował ze swoich upodobań. Gdyby wiedział, dokąd go to zaprowadzi, z pewnością by to zrobił.
*
Leżąc przywiązanym do łóżka i w całkiem zużytej pieluszce, Arek po cichu ronił łzy. Z początku nie wydawał przy tym żadnego dźwięku, aż w końcu rozpłakał się na dobre. Nawet w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że to wszystko tak się potoczy. Zamierzał ubłagać ciotkę, by jak najszybciej zadzwoniła do jego matki i poprosiła, by go stąd zabrała.
Przede wszystkim jednak musiała zdjąć mu zużytą pieluszkę. Odór, który się z niej wydobywał był tak okropny, że Arek niemalże się dusił.
Z czasem jego płacz tak bardzo przybrał na sile, że aż niósł się echem po całej sypialni. Musiał również zbudzić Monikę, gdyż po chwili drzwi się otworzyły i kobieta stanęła w progu, mając na sobie jasnoniebieską piżamę nocną.
– Co się dzieje, skarbie? – spytała sennym tonem, czuje głaszcząc Arka po głowie.
Chłopak, zobaczywszy ciotkę, nieco się uspokoił. Z jego oczu jednak wciąż wylewały się łzy.
– Proszę, ciociu, rozwiąż mnie – błagał – Czuję się tak strasznie brudny.
Monika zrobiła współczującą minę, po czym bez słowa zaczęła odpinać pasy. Arek poczuł ogromną ulgę, wypuszczając z ust powietrze ze świstem.
– Teraz zdejmij mi tą śmierdzącą pieluchę – dodał, siadając na łóżku.
Monika nie odezwała się ani słowem. Po chwili do jej nozdrzy dotarł gryzący zapach kału zmieszanego z moczem. Wówczas zdała sobie sprawę, że Arek nie kłamie.
– Rzeczywiście, trochę się zemściłeś – stwierdziła z ironią, a następnie otworzyła okno, wpuszczając do środka czyste (po przebytej w nocy burzy), rześkie powietrze.
Arek chciał powiedzieć, że nie zrobił tego złośliwie, a jedynie dlatego, że nie miał wyboru. Przez całą noc był wszak przywiązany pasami do łóżka. W ostatniej chwili jednak ugryzł się w język.
– Chyba pójdziemy do łazienki – powiedziała Monika – Muszę cię wykąpać.
Arek poczuł ulgę, słysząc to. Zszedł z łóżka, a potem w pozycji raczkującej (z racji tego, że pieluszka była zapełniona po brzegi, ciążyła mu jeszcze bardziej) wraz z Moniką udał się do łazienki.
*
Kiedy Monika kąpała Arka, chłopak był tak rozkojarzony, że nawet nie zwracał na to uwagi. Bez przerwy myślał o tym, co zrobić, by ten koszmar wreszcie się skończył. Podejrzewał, że nawet, gdyby o to błagał, ciotka nie wypuści go z domu, gdyż zawarła umowę z jego matką. Mógł co prawda rzucić się na nią i spróbować odzyskać swój telefon, ale nie był damskim bokserem (wręcz przeciwnie — ze wszech miar starał się być dżentelmenem). Postanowił zatem poprosić Monikę, by zadzwoniła do jego matki i pozwoliła mu z nią porozmawiać. Bądź co bądź, były w związku, więc kontaktowały się ze sobą nieustannie.
Gdy Monika wykąpała Arka, wytarła ręcznikiem jego całe (gołe) ciało, po czym rzekła władczym tonem:
– Wracamy do sypialni, maleńki. Muszę cię przebrać.
Na dźwięk tych słów, Arek wydał z siebie pomruk dezaprobaty. Jednakże z racji tego, że nie miał na sobie pieluszki, mógł poruszać się swobodnie, tak więc udał się do sypialni na własnych nogach.
*
W sypialni, Monika zapieluchowała Arka niemal w ten sam sposób, co poprzednio. Z tą jednak różnicą, że tym razem założyła mu tylko jedną pieluszkę. Arek nie wiedział, czemu nie założyła mu tej tetrowej, lecz ucieszył go ten stan rzeczy. Dzięki temu nie czuł tak dużego zgrubienia między nogami i mógł się na nich poruszać.
– Skoro dzidzia już ubrana, to czas na śniadanko – oznajmiła Monika.
Arek podniósł się z łóżka, stanął na własnych nogach i już chciał zrobić krok, gdy Monika rzekła:
– Chyba znów o czymś zapomniałeś, mój mały.
Arek natychmiast skarcił się w duchu za swoje postępowanie. Gdyby samemu wyszedł z sypialni, jego ciotka zorientowałaby się, że nie ma na sobie pieluchy tetrowej, przez co na pewno by mu ją założyła. On zaś, zdecydowanie tego nie chciał. Wolał mieć większą swobodę ruchu.
Raz jeszcze uklęknął na podłodze i w pozycji raczkującej wyszedł z sypialni, a wraz z nim także Monika.
*
Będąc w kuchni, Monika przygotowała Arkowi śniadanie, składające się z płatków mlecznych Cherios. Chłopak siedział przy stole, jedząc je z apetytem. Musiał przyznać, że były całkiem smaczne.
W pewnej chwili, w jego umyśle znów pojawił się obraz jego matki. Usilnie chciał z nią porozmawiać i poprosić, by nie tylko wszystko mu wyjaśniła, ale także w końcu go stąd zabrała.
– Ciociu, kiedy zadzwonisz do mamy? – zapytał z pełnymi ustami. Odrobina zmielonych płatków wyleciała mu z buzi brudząc śliniaczek.
Monika, przyglądając się temu, uśmiechnęła się wesoło, a potem wyjęła z szuflady blatu kilka chusteczek higienicznych i zaczęła wycierać buzię Arkowi.
– W swoim czasie, mój mały niezdaro – rzekła rozbawionym tonem.
Arek zamierzał coś odpowiedzieć, lecz tego nie zrobił. Postanowił, że zaczeka, aż wybije południe. Jeżeli do tego czasu, Monika nie zadzwoni do jego matki, zrobi wszystko, by stąd uciec.
*
Po zjedzonym śniadaniu, Monika przeniosła się z Arkiem do salonu, gdzie z jednej z szuflad komody wyjęła kolorowankę, przedstawiającą kreskówkę Pokemon oraz kredki. Położyła wszystko na podłodze i rzekła:
– Zajmij się przez chwilę sobą, dobrze? Ciocia musi zjeść śniadanie.
Arek nie miał nic przeciwko. Wyjął kredki z opakowania i zaczął kolorować obrazki. Monika w tym czasie zniknęła w kuchni.
Arek (przez jakiś czas) zajmując się kolorowaniem, nagle zdał sobie sprawę, że nie kręci go to tak bardzo jak kiedyś. Prawdę mówiąc, nie wiedział, czym było to spowodowane. Czyżby tym, że jego ciotka potraktowała go jak dużego niemowlaka? A może po prostu zaczynało do niego docierać, że jego dziecięce lata przeminęły i już nigdy nie wrócą?
Arek tego nie wiedział.
Wszystkie te rozmyślania (a także kolorowanie kredkami obrazków), sprawiły, że chłopak stracił poczucie czasu. Zerknął na wielki zegar wiszący na ścianie i zdał sobie sprawę, że jest już prawie jedenasta. Uznał więc, że jeżeli w ciągu najbliższej godziny, ciotka nie zadzwoni do jego matki, nie spędzi tu ani minuty dłużej.
Arek na powrót zamierzał pogrążyć się w myślach, gdy nagle kątem oka zauważył w otwartej szufladzie znajomy kształt. Z początku sądził, że ma przywidzenia, lecz kiedy podszedł bliżej, okazało się, że nie.
W szufladzie leżał jego telefon. Arek tak bardzo ucieszył się na jego widok, że miał ochotę piszczeć z radości. Wiedział jednak, że to natychmiast sprowadziłoby do salonu Monikę, która dowiedziawszy się, co znalazł, od razu by mu to zabrała.
Chłopak nie mógł uwierzyć, jak ciotka mogła być taka głupia, chowając jego telefon w tak łatwo dostępnym miejscu. Czyżby naprawdę sądziła, że go nie znajdzie? Cóż, gdyby nie zostawiła otwartej szuflady, być może tak by się stało. Musiała zatem przez swoją nieuwagę nie zamknąć szuflady (i przy okazji nie zauważyć leżącego w niej telefonu)
Arek wziął telefon do ręki, zastanawiając się, gdzie powinien go ukryć. Sypialnia odpadała, ponieważ Monika często grzebała tam w szafkach. Salon również, gdyż stanowił dla niej pokój gościnny, z którego codziennie korzystała.
Po dłuższym namyśle, chłopak doszedł do wniosku, że ukryje telefon w szafce przeznaczonej na obuwie. Podejrzewał, że Monika nie zagląda do niej tak często, jak do innych szafek.
Zaczął powoli skradać się na palcach do korytarza, by nie wydać żadnego dźwięku, który mógłby zwabić jego ciotkę. Cały czas słyszał jak tłucze się w kuchni i modlił się w duchu, by przypadkiem tu nie zajrzała.
Znalazłszy się w korytarzu, Arek otworzył szafkę na obuwie, której drzwiczki zaskrzypiały złowrogo. Ów dźwięk sprawił, że serce chłopaka podeszło do gardła.
– Areczku, wszystko w porządku? – usłyszał głos ciotki, dobiegający z kuchni.
Arek uświadomił sobie, że jak najszybciej musi znaleźć się z powrotem w salonie, by Monika niczego nie zauważyła. Niedbale wrzucił więc telefon do szafki, mając nadzieję, że ciotka go tu nie znajdzie, zamknął drzwiczki (które zaskrzypiały jeszcze głośniej, niż poprzednio) i już miał wrócić, gdy nagle usłyszał głośny dzwonek do drzwi.
*
Znalazłszy się w salonie (i wróciwszy do kolorowania obrazków), Arek ze zdziwieniem stwierdził, że jego ciotka nie kwapi się do otwarcia drzwi. Dzwonek rozbrzmiewał tak głośno, że chłopak miał zamiar zatkać uszy, byle tylko go nie słyszeć.
Sam zamierzał otworzyć drzwi, kiedy wreszcie zobaczył wychodzącą z kuchni Monikę. Kobieta rzuciła mu przelotne spojrzenie i zniknęła w korytarzu.
Arek nie miał pojęcia, kto też złożył Monice wizytę. Ciekawiło go to tak bardzo, że usiadł po turecku na podłodze, nasłuchując każdego dźwięku, dobywającego się z korytarza.
Z początku sądził, że głos drugiej osoby należy do mężczyzny. Zaraz jednak przekonał się, że był to wysoko brzmiący sopran, należący do kobiety.
Arek uświadomił sobie, że skądś zna ten głos. Nie miał jednak zbyt wiele czasu do namysłu, ponieważ w progu salonu ujrzał kogoś, kogo kompletnie się nie spodziewał — była to jego matka, Dorota.
Ów widok sprawił mu tak wielką radość, że w oczach zaszkliły mu się łzy. Chłopak ze wszech miar starał się je powstrzymać, lecz nie dał rady i wybuchnął głośnym płaczem.
– Mamusiu! – wychlipał, podbiegając do matki i mocno się w nią wtulając.
Dorota, przyglądając się temu, zareagowała krótkim śmiechem.
– Nie płacz, głupolu – powiedziała, głaszcząc go po plecach.
Arek jednak nie potrafił przestać. Był tak uszczęśliwiony wizytą matki, że niemal trząsł się z emocji. Święcie wierzył, że Dorota przyszła zabrać go do domu.
– Wiedziałem, że mnie nie zostawisz – odparł, wciąż łkając.
*
Wszyscy troje siedzieli w salonie, ochoczo ze sobą rozmawiając. Dorota przy tym bacznie obserwowała swojego syna. W końcu powiedziała:
– Musze przyznać, Areczku, że śliczna z ciebie dzidzia. Od razu przypominają mi się czasy, kiedy byłeś noworodkiem.
Słysząc to, Arek poczuł, że oblewa się rumieńcem. Prawdę mówiąc nie chciał, by matka zobaczyła go przebranego za dużego bobasa.
– Świetnie się spisałaś, kochanie – zwróciła się Dorota do swojej partnerki.
Monika uśmiechnęła się półgębkiem, zbywając jej uwagę machnięciem ręki.
– Oj tam, to nic takiego. Przecież taki był...
Kobieta urwała raptownie, ujrzawszy przyłożony do ust palec Doroty. Wówczas uświadomiła sobie, że popełniła błąd. Obie wszak umawiały się, że wszystko zostanie między nimi.
Arek obserwując całą sytuację, zdał sobie sprawę, że jego wcześniejsze domniemania okazały się prawdziwe. Obie kobiety wspólnie uknuły ten niecny plan, by w jakiś sposób odwieźć go od jego upodobań. Sprawiło to, że poczuł jak narasta w nim ogromny gniew.
– Czyli jednak – powiedział – wszystko ukartowałyście?
Monika i Dorota, wymieniły między sobą zakłopotane spojrzenia.
– Nie, synku, to nie tak. My...
– Przestań, mamo! – przerwał jej agresywnie Arek – I tak od początku wszystkiego się domyśliłem.
Dorota raz jeszcze spojrzała na swoją partnerkę, szukając u niej jakiegokolwiek wsparcia, lecz Monika wzruszyła tylko bezradnie ramionami, nic nie mówiąc.
– Czemu musiałyście aż tak mnie upokorzyć!? – krzyknął po raz kolejny Arek, czując jak do oczu znów napływają mu łzy.
– Areczku, posłuchaj – odezwała się Monika.
– Nie, to wy obie posłuchajcie! – wszedł jej w słowo chłopak – Nie będę brał dłużej udziału w tej waszej pieprzonej zabawie, rozumiecie!? Nigdy nie wybaczę wam tego, że tak mnie upokorzyłyście!
I nie dając kobietom okazji do wygłoszenia kontrargumentów, energicznie podniósł się z krzesła, pognał co sił do korytarza, chwycił z wieszaka torbę matki, wziął telefon z szafki na obuwie i otworzywszy drzwi, wybiegł z mieszkania.
*
Przystanąwszy na moment, Arek zaczął płakać. Łkał tak głośno, że jego płacz niósł się echem po całej klatce schodowej, a łzy płynące z oczu przesłaniały mu widoczność. Zbiegając po schodach, niechcący trącił barkiem staruszkę, wchodzącą na górę po schodach. Torba z zakupami, którą trzymała w ręce, wyleciała jej, omal nie wysypując całej swej zawartości.
– Ej, ty! – krzyknęła ochrypłym głosem, odwracając głowę – Uważaj jak...
Staruszka urwała raptownie, gdyż jej oczom ukazał się niecodzienny widok — w dół po schodach biegł zapłakany dorosły mężczyzna. Biorąc jednak pod uwagę jego ubiór, sprawiał zupełnie inne wrażenie.
Staruszka przystanęła, rozmyślając nad tym przez moment, po czym pokręciwszy z niedowierzaniem głową, wzięła do ręki leżącą na schodach torbę z zakupami i poczęła wchodzić na górę. Arek natomiast, znalazłszy się na parterze, otworzył drzwi od klatki i wybiegł na zewnątrz.
*
Arek biegł co sił w nogach w stronę domu. Do celu miał lekko ponad trzy kilometry, lecz adrenalina tak w nim buzowała, że niemal w ogóle nie odczuwał zmęczenia.
W dalszym ciągu nie mógł uwierzyć, że to wszystko mu się przytrafiło. Miał ogromy żal do matki i ciotki, że wspólnie ukartowały coś takiego. Gdyby choć trochę przeczuwał, jaką szykują dla niego niespodziankę, nigdy nie wsiadłby z matką do samochodu.
Chłopak był tak pogrążony we własnych myślach, że biegnąc, bez przerwy wpadał na przechodniów. Ci zaś, strasznie dziwili się, widząc dorosłego mężczyznę, ubranego w dziecięce body oraz odznaczającą się w kroku pieluchę. Niektórzy nawet sądzili, że mają przywidzenia. Nigdy w życiu bowiem nie spotkali się z czymś tak irracjonalnym. Sytuacji nie poprawiał również fakt, że Arek bez przerwy zanosił się płaczem, co jeszcze bardziej potęgowało zdziwienie mijających go ludzi.
Chłopak był tak zdezorientowany, że zupełnie zapomniał o tym, iż nie zmienił odzieży przed wyjściem z mieszkania ciotki. Raz po raz napotykał zaskoczone spojrzenia przechodniów, lecz tak bardzo się spieszył, że zupełnie nie zwracał na to uwagi.
*
Dopiero, kiedy Arek dotarł do domu (otworzywszy drzwi kluczem Doroty, znalezionym w jej torebce), z całą wyrazistością uświadomił sobie, że przebiegł cały dystans, mając na sobie body i pieluszkę. Czuł się tym tak bardzo upokorzony, że miał ochotę zapaść się pdo ziemię.
Nie mając sił teraz się przebrać, usiadł w fotelu, łapiąc głębokie hausty powietrza. Po przebiegnięciu ponad trzech kilometrów, odczuwał kłucie w klatce piersiowej, a także metaliczny posmak krwi w ustach. Dobrze wiedział, że tylko nadmiar adrenaliny w organizmie, pozwolił mu biec tak długo.
W głowie Arka, nagle pojawiła się niespodziewana myśl — co, jeśli podczas szaleńczego biegu ulicą, zauważył go ktoś znajomy? Jak zdoła się wytłumaczyć, jeżeli ów ktoś zapyta, czemu biegł zapłakany ulicą w dziecięcym przebraniu?
Arek nie miał co do tego zielonego pojęcia. Wiedział jednak, że nigdy nie wybaczy matce (ani ciotce) tak wielkiego upokorzenia. Obiecał sobie również, że raz na zawsze zrezygnuje ze swoich. upodobań. Był wszak dorosłym mężczyzną i tak powinien się zachowywać.
Jego rozmyślania, przerwał nagle głośny sygnał telefonu leżącego na stole. Arek w pierwszej chwili zupełnie o nim zapomniał (uważając za cud, iż nie zgubił telefonu, biegnąc ulicą), lecz wziąwszy urządzenie do ręki, spojrzał w wyświetlacz, podejrzewając, że dzwoni nikt inny jak jego matka. Zapewne chciała nakłonić go do powrotu. Chłopak obiecał sobie, że jeżeli to ona, nie odbierze od niej połączenia.
Okazało się jednak, że osobą, która próbowała nawiązać z nim kontakt był Tomek — jego kolega z liceum.
W jednej chwili, serce Arka podeszło do gardła,a ręce zaczęły mu się trząść, omal nie wypuszczając telefonu. Intuicja podpowiadała mu bowiem, czemu Tomek do niego dzwoni.
Nie mogąc zapanować nad uczuciem strachu, Arek poczuł, że bezwiednie oddaje mocz, a jego pieluszka z każdą sekundą coraz bardziej się wypełnia...
Oto czwarty (ostatni) rozdział naszego opowiadania. Dajcie znać, co sądzicie o całej historii i oczywiście dziękujemy wam za jej przeczytanie :)
Pomysłodawca: my.world.image
Wykonawca: Marek